05 maja 2013

ROZDZIAŁ TRZECI



Kate szaleje z radości.
– Ale co on robił u Claytona? – Jej ciekawość aż emanuje
z telefonu. Znajduję się właśnie w czeluściach magazynu, starając się
udawać obojętność.
– Akurat znalazł się w okolicy.
– Uważam, że to zbyt duży zbieg okoliczności, Ana. Nie
sądzisz, że przyszedł, aby się z tobą spotkać?
Serce podskakuje mi na tę myśl, ale to krótkotrwała radość.
Nudna i rozczarowująca rzeczywistość jest taka, że przyjechał tutaj
w sprawach służbowych.
– Odwiedzał wydział rolniczy WSU. Sponsoruje jakieś
badania – mamroczę.
– No tak. Przekazał na rzecz wydziału dwa i pół miliona.
O kurczę.
– Skąd wiesz?
– Ana, jestem dziennikarką i sporządzam właśnie sylwetkę
tego człowieka. Wiedza na ten temat to mój obowiązek.
– Okej, Carlo Bernstein, nie gorączkuj się tak. No więc
chcesz te zdjęcia czy nie?
– Pewnie, że chcę. Pytanie, kto je zrobi i gdzie.
– Możemy jego zapytać gdzie. Mówił, że zatrzymał się
w okolicy.
– Możesz się z nim skontaktować?
– Mam numer jego komórki.
Kate aż się zachłystuje.
– Najbogatszy, najbardziej nieuchwytny i tajemniczy kawaler
w całym stanie Waszyngton ot tak dał ci numer swojej komórki.
– Eee... tak.
– Ana! Podobasz mu się. Nie mam co do tego żadnych
wątpliwości – oświadcza zdecydowanie.
– Kate, on jedynie próbuje być miły. – Ale nawet gdy
wypowiadam te słowa, wiem, że to nieprawda. Christian Grey nie
bawi się w bycie miłym. Uprzejmym – może. A cichy głosik
szepcze: „Być może Kate ma rację”. Swędzi mnie skóra na myśl,
że może, takie maleńkie „może”, jednak mu się podobam. Bądź
co bądź powiedział, że cieszy się, iż to nie Kate przeprowadziła
z nim wywiad. Obejmuję się radośnie ramionami i kołyszę z boku
na bok, przez krótką chwilę ciesząc się ewentualnością, że mu się
podobam. Kate sprowadza mnie jednak na ziemię.
– Nie wiem, kto zrobi te zdjęcia. Levi, z którym normalnie
współpracujemy, nie może. Wyjechał na weekend do domu do Idaho
Falls. Wkurzy się, kiedy się dowie, że stracił okazję cyknięcia fotki
jednemu z największych przedsiębiorców w kraju.
– Hmmm... No a José?
– Świetny pomysł! Ty go poproś, dla ciebie zrobi wszystko.
Potem zadzwoń do Greya i dowiedz się, gdzie chce zrobić te zdjęcia.
– Kate w stosunku do José zachowuje się irytująco nonszalancko.
– Myślę, że to ty powinnaś do niego zadzwonić.
– Do kogo, José? – pyta drwiąco.
– Nie, Greya.
– Ana, to ciebie coś z nim łączy.
– Łączy? – pytam piskliwie. – Ledwie go znam.
– Ale przynajmniej znasz. I wygląda na to, że on ma ochotę
poznać cię bliżej. Po prostu do niego zadzwoń. – Po tych słowach
rozłącza się.
Czasami zachowuje się strasznie apodyktycznie. Marszczę
brwi i pokazuję mojej komórce język.
Właśnie wysyłam José esemesa, kiedy do magazynu wchodzi
Paul. Szuka papieru ściernego.
– Mamy sporo klientów – mówi bez uszczypliwości.
– Eee, sorki – bąkam i odwracam się, aby wyjść.
– No więc skąd znasz Christiana Greya? – Paul stara się
mówić w sposób nonszalancki, ale nie bardzo mu to wychodzi.
– Musiałam przeprowadzić z nim wywiad do gazety
studenckiej. Kate się rozchorowała. – Wzruszam ramionami, udając
obojętność. Ze mnie także jest kiepska aktorka.
– Christian Grey u Claytona. To ci dopiero – prycha
zdumiony Paul. Kręci głową. – A tak z innej beczki, to masz ochotę
wieczorem wybrać się na drinka albo coś w tym rodzaju?
Zawsze, gdy przyjeżdża do domu, chce się ze mną umówić,
a ja zawsze odmawiam. To już rytuał. Nie sądzę, aby spotykanie się
z bratem szefa było dobrym pomysłem, poza tym Paul to taki fajny
amerykański chłopak z sąsiedztwa, ale na pewno nie bohater
literacki, choćby nie wiadomo jak wysilać wyobraźnię. „A Grey?” –
pyta mnie podświadomość, unosząc brew. Uciszam ją.
– Nie macie rodzinnej kolacji czy czegoś w tym rodzaju?
– To jutro.
– Może innym razem, Paul. Dziś muszę się uczyć.
W przyszłym tygodniu mam egzaminy końcowe.
– Ana, pewnego dnia w końcu się zgodzisz. – Uśmiecha się,
a ja opuszczam magazyn.
– Ale ja fotografuję miejsca, Ana, nie ludzi – jęczy José.
– José, proszę? – mówię błagalnie. Przyciskając do ucha
telefon, przemierzam nasz salon, patrząc przez okno na zapadający
zmierzch.
– Daj mi ten telefon. – Kate zabiera mi go i zamaszystym
gestem przerzuca włosy przez ramię. – Posłuchaj mnie, José
Rodriguez, jeśli chcesz, aby nasza gazeta napisała o otwarciu twojej
wystawy, jutro zrobisz dla nas te zdjęcia, capiche? – Kate potrafi być
wyjątkowo ostra.
– Świetnie. Ana zadzwoni i poda ci miejsce i godzinę.
W takim razie do jutra. – Zatrzaskuje mój telefon. – Załatwione.
Teraz trzeba jedynie zdecydować, gdzie i kiedy. Dzwoń do niego. –
Podaje mi telefon. A ja czuję ściskanie w żołądku. – Dzwoń
do Greya, ale już!
Patrzę na nią wilkiem i sięgam do kieszeni po jego
wizytówkę. Kilka razy oddycham głęboko, a potem drżącymi
palcami wystukuję numer.
Odbiera po drugim sygnale.
– Grey. – Wypowiada to chłodno i spokojnie.
– Eee... panie Grey? Z tej strony Anastasia Steele.
– Tak bardzo się denerwuję, że nie rozpoznaję własnego
głosu.
Przez chwilę panuje cisza. W środku cała się trzęsę.
– Panna Steele. Jakże miło panią słyszeć.
Ton jego głosu uległ zmianie. Myślę, że jest zaskoczony
i wypowiadane przez niego słowa brzmią tak... ciepło, wręcz
uwodzicielsko. Zaczynam szybciej oddychać i oblewam się
rumieńcem. Nagle uświadamiam sobie, że Katherine Kavanagh
wpatruje się we mnie z otwartą buzią, więc czmycham do kuchni,
aby uniknąć jej badawczego spojrzenia.
– Eee, chcielibyśmy się umówić na tę sesję zdjęciową
do artykułu. – Oddychaj, Ana, oddychaj. Moje płuca łykają haust
powietrza. – Jutro, jeżeli panu pasuje. Jakie miejsce panu
odpowiada?
Niemal widzę jego uśmiech w stylu Sfinksa.
– Zatrzymałem się w hotelu Heathman w Portland. Jutro
rano, dziewiąta trzydzieści?
– Okej, spotkamy się na miejscu. – Zachowuję się
egzaltowanie jak dziecko, a nie dorosła kobieta, której w stanie
Waszyngton wolno głosować i legalnie pić alkohol.
– Czekam niecierpliwie, panno Steele. – Oczami wyobraźni
widzę szelmowski błysk w szarych oczach.
Jak to możliwe, że w czterech słowach zawarł tyle kuszących
obietnic? Rozłączam się. Kate stoi w kuchni i przygląda mi się
z konsternacją.
– Anastasio Rose Steele. On ci się podoba! Jeszcze nigdy nie
widziałam, aby ktoś tak na ciebie działał. Ty się rumienisz.
– Och, Kate, wiesz, że rumienię się na okrągło. Tak już mam.
Nie bądź niemądra – warczę. Zaskoczona mruga oczami,
bo naprawdę bardzo rzadko pozwalam sobie na wybuchy emocji. –
Onieśmiela mnie i tyle – dodaję spokojniej.
– A więc Heathman, tak? – mruczy Kate. – Zadzwonię
do kierownictwa i wynegocjuję jakieś miejsce na sesję.
– Zrobię kolację. Potem muszę się pouczyć. – Otwieram
szafkę, nie umiejąc ukryć irytacji na Kate.
Noc mam niespokojną i bez końca przekręcam się z boku
na bok. Śniąc o szarych oczach, kombinezonie, długich nogach,
długich palcach i mrocznych, niezbadanych miejscach. Dwa razy się
budzę z mocno bijącym sercem. Jutro będę wyglądać po prostu
świetnie. Uderzam pięścią w poduszkę, a potem znowu próbuję
zasnąć.
Hotel Heathman znajduje się w samym centrum Portland. To
imponujący gmach z brunatnego piaskowca wybudowany tuż przed
wielkim kryzysem. José, Travis i ja jedziemy moim garbusem,
a Kate swoim CLK, gdyż do mojego auta wszyscy się nie mieścimy.
Travis to kumpel José, który ma mu pomóc przy ustawianiu świateł.
Kate udało się uzyskać bezpłatny dostęp do jednego z pokoi
w Heathmanie w zamian za wzmiankę na ten temat w artykule.
Kiedy wyjaśnia w recepcji, że będziemy fotografować pana prezesa
Christiana Greya, natychmiast otrzymujemy apartament zamiast
zwykłego pokoju. Taki zwykłych rozmiarów, bo największy zajął już
pan Grey. Zaaferowany kierownik marketingu prowadzi nas
do apartamentu – jest strasznie młody i z jakiegoś powodu bardzo się
denerwuje. Podejrzewam, że rozbrajają go uroda Kate i jej władczy
styl bycia, ponieważ ona robi z nim, co chce. Pomieszczenia są
eleganckie, pełne prostoty, a jednocześnie przepychu.
Jest dziewiąta. Mamy pół godziny na przygotowania. Kate
jest w swoim żywiole.
– José, myślę, że tłem będzie ta ściana, zgadzasz się ze mną?
– Nie czeka na odpowiedź. – Travis, przestaw te krzesła. Ana,
poprosisz personel o jakieś napoje? I daj Greyowi znać, gdzie
jesteśmy.
Tak, proszę pani. Jest taka apodyktyczna. Przewracam
oczami, ale robię to, co mi każe.
Pół godziny później do apartamentu wkracza Christian Grey.
O niebiosa! Ma na sobie białą koszulę z rozpiętym
kołnierzykiem i szare flanelowe spodnie. Włosy ma jeszcze wilgotne
po prysznicu. Gdy na niego patrzę, zasycha mi w ustach... jest tak
nieziemsko przystojny. Za Greyem wchodzi trzydziestoparoletni
mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Jest ubrany w elegancki
ciemny garnitur i staje bez słowa w rogu pomieszczenia.
Beznamiętnie przygląda się nam orzechowymi oczami.
– Panno Steele, a więc znowu się spotykamy. – Grey wyciąga
rękę i wymieniamy uścisk dłoni.
Mrugam szybko. O rety... on jest naprawdę, całkiem... rety.
Gdy nasze dłonie się stykają, znowu czuję ten rozkoszny prąd, który
mnie rozświetla i wywołuje rumieńce, i jestem pewna, że wszyscy
słyszą mój przyspieszony oddech.
– Panie Grey, to Katherine Kavanagh – bąkam, machając
ręką w stronę koleżanki, która podchodzi i patrzy mu prosto w oczy.
– Nieustępliwa panna Kavanagh. Co słychać? – Uśmiecha się
do niej i wygląda na autentycznie rozbawionego. – Ufam, że czuje
się już pani lepiej? Anastasia mówiła, że w zeszłym tygodniu zmogła
panią choroba.
– Czuję się dobrze, dziękuję, panie Grey. – Zdecydowanym
gestem ściska jego dłoń, nie mrugnąwszy przy tym okiem.
Przypominam sobie, że Kate uczęszczała do najlepszych prywatnych
szkół w Waszyngtonie. Jej rodzina ma pieniądze i moja przyjaciółka
dorastała pewna siebie i swego miejsca na świecie. Nie da sobie
w kaszę dmuchać. Budzi mój wielki podziw. – Dziękuję,
że poświęca nam pan swój czas. – Obdarza go grzecznym,
zawodowym uśmiechem.
– Drobiazg – odpowiada, przenosząc spojrzenie na mnie, a ja
znowu się rumienię. Cholera.
– To José Rodriguez, nasz fotograf – uśmiecham się do José,
który odpowiada mi równie ciepłym uśmiechem. W jego oczach
pojawia się chłód, kiedy przenosi spojrzenie ze mnie na Greya.
– Panie Grey – kiwa głową.
– Panie Rodriguez. – Wyraz twarzy Greya także się zmienia,
kiedy lustruje tamtego. – Gdzie pan chce zrobić zdjęcia? – pyta.
W jego głosie można wyczuć delikatną nutkę groźby.
Ale Katherine ani myśli pozwolić José grać pierwsze
skrzypce.
– Panie Grey, mógłby pan usiąść tutaj? Proszę uważać
na przewody od oświetlenia. A potem zrobimy także kilka ujęć
na stojąco. – Pokazuje mu krzesło ustawione pod ścianą.
Travis włącza światła, oślepiając na chwilę Greya, i bąka
przeprosiny. Następnie on i ja odsuwamy się i patrzymy na pracę
José. Najpierw robi zdjęcia z ręki, prosząc Greya, aby odwrócił się
w jedną stronę, następnie w drugą, przesuwa rękę. Kolejne ujęcia
wykonuje z użyciem statywu. Grey siedzi i cierpliwie pozuje przez
jakieś dwadzieścia minut. Spełniło się moje życzenie: mogę stać
i podziwiać Greya wcale nie z tak daleka. Dwukrotnie nasze
spojrzenia krzyżują się i nie jest mi łatwo oderwać od niego wzrok.
– Wystarczy siedzenia. – Po raz kolejny do akcji wkracza
Katherine. – Stajemy, panie Grey? – pyta.
Ten się podnosi, a Travis pospiesznie zabiera krzesło. Znowu
słychać trzask migawki nikona.
– Chyba mamy dość materiału – oznajmia José pięć minut
później.
– Świetnie – mówi Kate. – Jeszcze raz dziękujemy, panie
Grey.
Wymienia z nim uścisk dłoni, podobnie José.
– Czekam niecierpliwie na ten artykuł, panno Kavanagh –
mówi Grey i odwraca się w moją stronę. – Odprowadzi mnie pani,
panno Steele? – pyta.
– Jasne – odpowiadam, zupełnie zaskoczona. Rzucam Kate
niespokojne spojrzenie. Wzrusza ramionami. Zauważam, że stojący
obok niej José marszczy brwi.
– Miłego dnia – mówi do wszystkich Grey i otwiera drzwi,
po czym odsuwa się na bok, puszczając mnie przodem.
Jasny gwint... o co w tym wszystkim chodzi? Czego on chce?
Zatrzymuję się na hotelowym korytarzu i przestępuję nerwowo
z nogi na nogę, podczas gdy Grey wychodzi z apartamentu, a za nim
mężczyzna w garniturze.
– Zadzwonię do ciebie, Taylor – rzuca w jego stronę. Taylor
oddala się, a Grey wwierca we mnie płonące spojrzenie szarych
oczu. Kurde... zrobiłam coś nie tak? – Tak sobie pomyślałem,
że mogłaby pani pójść ze mną na kawę.
Serce podchodzi mi do gardła. Randka? Christian Grey
właśnie się ze mną umawia. Pyta, czy mam ochotę na kawę. „Może
uważa, że jeszcze się nie obudziłaś” – drwi ze mnie podświadomość,
która jest znowu w szyderczym nastroju. Chrząkam, starając się
odzyskać kontrolę nad nerwami.
– Muszę wszystkich odwieźć – mówię przepraszająco,
wykręcając dłonie.
– Taylor! – woła, a ja aż podskakuję. Taylor, który zdążył już
dotrzeć na koniec korytarza, odwraca się i wraca w naszą stronę. –
Mieszkają w pobliżu uczelni? – pyta Grey. Kiwam głową, zbyt
zdumiona, by wydobyć z siebie głos. – Taylor może ich zawieźć. To
mój kierowca. Mamy tu dużego suva, więc sprzęt się także zmieści.
– Panie Grey? – pyta Taylor, kiedy dociera do nas. Jego mina
nie zdradza niczego.
– Czy mógłbyś, proszę, odwieźć do domu fotografa, jego
asystenta i pannę Kavanagh?
– Oczywiście, proszę pana – odpowiada Taylor.
– Widzi pani. Pójdziemy więc razem na kawę? – Grey
uśmiecha się, jakby sprawa była już załatwiona.
Marszczę brwi.
– Eee, panie Grey, to naprawdę... Taylor nie musi ich
odwozić. – Posyłam szybkie spojrzenie Taylorowi, który zachowuje
stoicki spokój. – Jeśli da mi pan chwilkę, zamienię się samochodami
z Kate.
Grey obdarza mnie promiennym, naturalnym, szerokim
uśmiechem. O rety... I otwiera drzwi do apartamentu, abym mogła
tam wejść. Okazuje się, że Katherine jest pogrążona w rozmowie
z José.
– Ana, uważam, że z całą pewnością mu się podobasz –
oświadcza bez żadnego wstępu. José mierzy mnie wzrokiem pełnym
dezaprobaty. – Ale ja mu nie ufam – dodaje.
Unoszę rękę w nadziei, że przestanie mówić. I jakimś cudem
tak właśnie się dzieje.
– Kate, mogłabyś wrócić garbusem, a zostawić mi swoje
auto?
– Dlaczego?
– Christian Grey zaprosił mnie na kawę.
Otwiera szeroko buzię. Kate oniemiała! Delektuję się tą
chwilą. Chwyta mnie za ramię i zaciąga do sąsiadującej z salonem
sypialni.
– Ana, coś mi się w nim nie podoba – rzuca ostrzegawczo. –
Jest oszałamiający, zgoda, ale myślę, że także niebezpieczny.
Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ty.
– Kogoś takiego jak ja? Co masz na myśli? – pytam ostro.
Dotknęła mnie tym.
– Dla kogoś tak niewinnego, jak ty, Ana. Wiesz, o co mi
chodzi – dodaje z pewną dozą irytacji.
Moje policzki robią się czerwone.
– Kate, to tylko kawa. W tym tygodniu zaczynają się
egzaminy i muszę się uczyć, więc szybko się zmyję.
Sznuruje usta, jakby rozważała moją propozycję. W końcu
wyciąga z kieszeni kluczyki i wręcza mi je. Ja podaję jej swoje.
– No to na razie. Nie siedź za długo, inaczej wyślę ekipę
ratunkową.
– Dzięki. – Ściskam ją.
Gdy wychodzę z apartamentu, Christian Grey czeka na mnie,
opierając się o ścianę. Wygląda jak model pozujący dla
ekskluzywnego magazynu o modzie.
– Okej, chodźmy na tę kawę – bąkam czerwona jak burak.
Uśmiecha się szeroko.
– Pani przodem, panno Steele.
Prostuje się i pokazuje ręką, abym szła pierwsza. Na drżących
nogach idę przez korytarz, czując w brzuchu całe stado motyli. Serce
wali mi głośno i nierówno. Idę na kawę z Christianem Greyem... a ja
nie znoszę kawy.
Szerokim korytarzem idziemy razem w stronę wind.
Co powinnam powiedzieć? Nagle paraliżuje mnie lęk. O czym
będziemy rozmawiać? Co, u licha, mamy ze sobą wspólnego?
Z odrętwienia wyrywa mnie jego aksamitny, ciepły głos.
– Od jak dawna znacie się z panną Kavanagh?
Och, na początek proste pytania.
– Od pierwszego roku studiów. Bardzo się przyjaźnimy.
– Hmm – odpowiada niezobowiązująco. O czym teraz myśli?
Gdy docieramy do wind, wciska guzik przywołujący i niemal
natychmiast rozbrzmiewa dzwonek. Drzwi rozsuwają się, ukazując
młodą parę w namiętnym uścisku. Zaskoczeni i zażenowani,
odskakują od siebie i za wszelką cenę starają się na nas nie zerknąć.
Wchodzimy do windy.
Bardzo się staram zachować spokój, więc patrzę w podłogę,
czując, jak policzki robią mi się różowe. Kiedy spod rzęs rzucam
spojrzenie na Greya, widzę, że na jego ustach błąka się uśmiech.
Młoda para milczy i tak jedziemy na dół w pełnej skrępowania ciszy.
Nawet z głośników nie płynie żadna muzyka.
Drzwi rozsuwają się i ku memu zdziwieniu Grey ujmuje mnie
za rękę. Czuję przepływ prądu i serce mi przyspiesza. Gdy
wyprowadza mnie z windy, słyszymy za sobą zduszony chichot pary.
Grey uśmiecha się szeroko.
– Ach, te windy – mruczy.
Przechodzimy przez duży, tętniący życiem hol i kierujemy się
w stronę wyjścia, ale mój towarzysz omija drzwi obrotowe. Ciekawe,
czy dlatego, że wtedy musiałby puścić moją rękę.
Mamy spokojne majowe przedpołudnie. Świeci słońce, a ruch
na ulicach jest niewielki. Grey skręca w lewo i idzie niespiesznie
ku przejściu dla pieszych, gdzie czekamy na zmianę świateł. Nadal
trzyma mnie za rękę. Jestem na ulicy, a Christian Grey trzyma mnie
za rękę. Nikt nigdy tego nie robił. Kręci mi się w głowie i czuję
mrowienie w całym ciele. Staram się powstrzymać niedorzeczny
uśmiech, który już-już ma się pojawić na mojej twarzy. „Spokojnie,
Ana” – poucza mnie podświadomość. Światła zmieniają się
na zielone i ruszamy dalej.
Mijamy cztery kwartały, aż docieramy do Portland Coffee
House, gdzie Grey puszcza moją dłoń, aby przytrzymać przede mną
drzwi.
– Może wybierze pani stolik, a ja pójdę w tym czasie
po napoje. Na co ma pani ochotę? – pyta uprzejmie.
– Poproszę... eee... English Breakfast, z torebką
na spodeczku.
Unosi brwi.
– Nie kawa?
– Nie przepadam za kawą.
Uśmiecham się.
– Okej, English Breakfast, z torebką na spodeczku. Cukier?
Przez pełną zdumienia chwilę myślę, że to czułe słówko[2],
na szczęście podświadomość wkracza do akcji: „Nie, idiotko, on
pyta, czy słodzisz”.
– Nie, dziękuję. – Wpatruję się w zaplecione palce.
– Coś do jedzenia?
– Nie, dziękuję. – Kręcę głową, a on udaje się w stronę lady.
Ukradkiem przyglądam mu się, gdy stoi i czeka na swoją
kolej. Mogłabym patrzeć na niego cały boży dzień... Jest wysoki,
szeroki w ramionach i szczupły, a to, w jaki sposób spodnie opinają
mu biodra... O rety. Raz i drugi przeczesuje długimi, smukłymi
palcami już suche, ale pozostające w lekkim nieładzie włosy.
Hmmm... Chętnie ja bym to zrobiła. Ta myśl pojawia się nieproszona
w mojej głowie i twarz zaczyna mi płonąć. Przygryzam wargę
i ponownie wbijam wzrok w dłonie. Nie podoba mi się kierunek,
w jakim zmierzają moje niesforne myśli.
– Grosik za pani myśli? – Grey wrócił.
Policzki robią mi się szkarłatne. Właśnie myślałam o tym,
aby przeczesać palcami pańskie włosy i zastanawiałam się, czy
byłyby miękkie w dotyku. Potrząsam głową. Przyniósł tacę, którą
stawia teraz na niewielkim okrągłym stoliku z blatem oklejonym
imitacją brzozy. Podaje mi filiżankę i spodek, mały dzbanek
i talerzyk z saszetką z napisem „Twinings English Breakfast”. To
moja ulubiona herbata. Dla siebie zamówił kawę ze ślicznym liściem
wyczarowanym na mlecznej piance. Jak oni to robią? Przyniósł sobie
także muffinkę z jagodami. Odstawia tacę, siada naprzeciwko mnie
i krzyżuje długie nogi. Wygląda na tak rozluźnionego, tak pewnego
siebie we własnym ciele, że aż mu zazdroszczę. Oto ja, miss gracji,
ledwie będąca w stanie przejść od punktu A do punktu B, nie
upadając przy tym na twarz.
– O czym pani myśli? – powtarza.
– To moja ulubiona herbata. – Głos mam cichy i lekko
chropawy. Nie mogę uwierzyć w to, że siedzę naprzeciwko
Christiana Greya w kafejce w Portland. Marszczy brwi. Wie, że coś
ukrywam. Wrzucam saszetkę do dzbanka i niemal od razu wyjmuję
ją łyżeczką. Gdy odkładam saszetkę na talerzyk, Grey przechyla
głowę i mierzy mnie pytającym spojrzeniem. – Herbatę lubię czarną
i słabą – wyjaśniam.
– Rozumiem. To pani chłopak.
Że co?
– Kto?
– Ten fotograf. José Rodriguez.
Śmieję się nerwowo. Zaciekawił mnie. Dlaczego odniósł
takie wrażenie?
– Nie. Przyjaźnię się z José, ale nic więcej nas nie łączy.
Dlaczego pan sądzi, że to mój chłopak?
– Widziałem, jak uśmiechała się pani do niego, a on do pani.
– Nasze spojrzenia krzyżują się. Chcę odwrócić wzrok, ale czuję się
sparaliżowana. Zaczarowana.
– Jest dla mnie jak rodzina – szepczę.
Grey kiwa lekko głową, wyraźnie usatysfakcjonowany moją
odpowiedzią, i opuszcza spojrzenie na muffinkę. Długimi palcami
sprawnie odsuwa papierek, a ja przyglądam się temu z fascynacją.
– Chce pani spróbować? – pyta. Wraca ten jego tajemniczy
uśmiech.
– Nie, dziękuję. – Marszczę brwi i znowu wbijam wzrok
w dłonie.
– A ten chłopak, którego wczoraj poznałem w sklepie. To nie
pani chłopak?
– Nie. Paul to tylko kolega. Mówiłam to panu wczoraj. –
Och, to się robi niemądre. – A czemu pan pyta?
– Denerwuje się pani w towarzystwie mężczyzn.
Jasna cholera, to ma charakter personalny. Denerwuję się
tylko w twoim towarzystwie, Grey.
– Onieśmiela mnie pan. – Pąsowieję, ale w duchu gratuluję
sobie szczerości. Znowu patrzę na dłonie.
– I słusznie czuje pani onieśmielenie. Jest pani bardzo
uczciwa. Proszę nie opuszczać głowy. Lubię widzieć pani twarz.
Och. Zerkam na niego, a on posyła mi krzepiący, ale zarazem
cierpki uśmiech.
– Dzięki temu mogę choć trochę się domyślać, w jakim
kierunku zmierzają pani myśli – oświadcza. – Tajemnicza z pani
kobieta, panno Steele.
Tajemnicza? Ja?
– Nie ma we mnie nic tajemniczego.
– Jest pani bardzo zamknięta w sobie – mruczy.
Naprawdę? Rany... jak ja to robię? To zdumiewające.
Ja zamknięta w sobie? Nie ma mowy.
– Z wyjątkiem tego, że się pani rumieni, co zdarza się często.
Żałuję jedynie, że nie wiem, z jakiego powodu się pani rumieni.
Wkłada do ust mały kawałek muffinki i zaczyna go powoli
przeżuwać, nie odrywając ode mnie wzroku. A ja, jak na komendę,
rumienię się. Jasna cholera!
– Zawsze czyni pan takie osobiste uwagi?
– Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to robię. Uraziłem
panią? – W jego głosie słychać zaskoczenie.
– Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą.
– To dobrze.
– Ale zachowuje się pan bardzo władczo – wbijam mu szpilę.
Unosi brwi i o ile dobrze widzę, on także się lekko rumieni.
– Przyzwyczajony jestem do zdobywania tego, czego chcę,
Anastasio – mówi. – Na wszystkich polach.
– Nie wątpię. Dlaczego nie poprosił pan, abym mówiła mu
po imieniu? – Dziwi mnie moja śmiałość. Dlaczego ta rozmowa stała
się tak poważna? Nie przebiega tak, jak przewidywałam. Nie mogę
uwierzyć, że moje nastawienie względem niego jest takie wrogie.
Zupełnie jakby próbował mnie odstraszyć.
– Po imieniu zwracają się do mnie jedynie członkowie
rodziny i kilkoro bliskich przyjaciół. Lubię taki stan rzeczy.
Och. I dalej nie powiedział: „Mów mi Christian”.
Rzeczywiście ma bzika na punkcie kontrolowania wszystkich
i wszystkiego i jakaś część mnie myśli teraz, że może lepiej by było,
gdyby to jednak Kate pojechała na ten wywiad. Ona jest taka sama
jak on. Poza tym jest prawie blondynką – lekko rudawą – tak jak
wszystkie kobiety w jego biurze. „No i jest piękna” – przypomina mi
podświadomość. Nie podoba mi się ta myśl. Biorę łyk herbaty,
a Grey zjada kolejny kawałeczek ciastka.
– Jest pani jedynaczką? – pyta.
Co takiego? Znowu zmienia temat.
– Tak.
– Proszę mi opowiedzieć o rodzicach.
Czemu chce to wiedzieć? To takie nudne.
– Moja mama mieszka w Georgii ze swoim nowym mężem,
Bobem. Mój ojczym mieszka w Montesano.
– A ojciec?
– Ojciec zmarł, kiedy byłam mała.
– Przykro mi. – Widać, że mówi to szczerze.
– Nawet go nie pamiętam.
– I pani matka ponownie wyszła za mąż.
Prycham.
– Można tak to ująć.
Marszczy brwi.
– Niewiele pani zdradza, prawda? – pyta cierpko, pocierając
w zamyśleniu brodę.
– Tak jak i pan.
– Już raz przeprowadziła pani ze mną wywiad i pamiętam,
że pojawiło się wtedy kilka całkiem dociekliwych pytań. – Uśmiecha
się drwiąco.
Kurka wodna. Pamięta to gejowskie pytanie. Po raz kolejny
skręcam się z zażenowania. Wiem, że w przyszłości będzie mi
potrzebna intensywna terapia, jeśli nie chcę czuć skrępowania
za każdym razem, gdy przypomnę sobie tamtą chwilę. Zaczynam
opowiadać o mojej matce – cokolwiek, byle tylko zagłuszyć tamto
wspomnienie.
– Moja mama jest cudowna. To nieuleczalna romantyczka.
Obecnie ma czwartego męża.
Christian unosi z zaskoczeniem brwi.
– Tęsknię za nią – kontynuuję. – Teraz ma Boba. Nie tracę
nadziei, że Bob czuwa i zdoła jej pomóc, kiedy kolejny idiotyczny
plan spali na panewce. – Uśmiecham się ciepło. Już tak dawno nie
widziałam się z mamą. Christian przygląda mi się uważnie, co jakiś
czas racząc się kawą. Naprawdę nie powinnam patrzeć na jego usta.
Wytrąca mnie to z równowagi. Te usta.
– Dogaduje się pani z ojczymem?
– Oczywiście. Dorastałam z nim. To jedyny ojciec, jakiego
znam.
– A jaki on jest?
– Ray? Jest... małomówny.
– I tyle? – pyta zaskoczony Grey.
Wzruszam ramionami. Czego ten facet się spodziewa?
Historii mego życia?
– Małomówny jak jego pasierbica.
Jakoś się powstrzymuję, aby nie przewrócić oczami.
– Lubi futbol, zwłaszcza europejski, i grę w kręgle,
i wędkarstwo muchowe, i robienie mebli. Jest stolarzem. Byłym
wojskowym. – Wzdycham.
– Mieszkała pani z nim?
– Tak. Moja mama poznała Męża Numer Trzy, kiedy miałam
piętnaście lat. Zostałam z Rayem.
Marszczy brwi, jakby nie rozumiał.
– Nie chciała pani mieszkać z mamą? – pyta.
Rumienię się. To naprawdę nie twoja sprawa, Grey.
– Mąż Numer Trzy mieszkał w Teksasie. Myśmy mieszkali
w Montesano. I... no wie pan, moja mama była świeżo upieczoną
mężatką. – Urywam. Mama nigdy nie mówi o Mężu Numer Trzy.
Po co Greyowi ta wiedza? To naprawdę nie jego sprawa. No ale
każdy kij ma dwa końce. – Opowie mi pan o swoich rodzicach? –
pytam.
Wzrusza ramionami.
– Tato jest prawnikiem, a mama pediatrą. Mieszkają
w Seattle.
Och... a więc dorastał w zamożnej rodzinie. Ciekawi mnie ta
odnosząca zawodowe sukcesy para, która adoptuje troje dzieci,
a jedno z nich wyrasta na pięknego mężczyznę, który wyrusza
na podbój świata biznesu i w pojedynkę go podbija. Co uczyniło go
takim właśnie człowiekiem? Rodzina musi być z niego dumna.
– Czym się zajmuje pańskie rodzeństwo?
– Elliot pracuje w budownictwie, a moja młodsza siostra
przebywa obecnie w Paryżu i uczy się gotować pod okiem jakiegoś
znanego francuskiego szefa kuchni. – W jego oczach pojawia się
irytacja. Nie chce rozmawiać o swojej rodzinie ani o sobie.
– Podobno Paryż jest śliczny – mówię. Czemu nie chce
rozmawiać o swojej rodzinie? Dlatego, że został adoptowany?
– To prawda. Była tam pani? – pyta. Po irytacji nie ma ani
śladu.
– Nigdy nie byłam za granicą. – A więc powrót do banałów.
Co on ukrywa?
– Chciałaby pani jechać?
– Do Paryża? – pytam piskliwie. A kto by nie chciał? –
Pewnie – przyznaję. – Ale tak naprawdę to marzy mi się Anglia.
Przechyla głowę na bok, przesuwając palcem wskazującym
po dolnej wardze... O rety.
– Ponieważ?
Mrugam szybko. Skoncentruj się, Steele.
– To ojczyzna Szekspira, Austen, sióstr Bronte, Thomasa
Hardy’ego. Chciałabym zobaczyć miejsca, które zainspirowały tych
ludzi do napisania takich wspaniałych książek. – Ta rozmowa
o geniuszach literatury przypomina mi, że powinnam się teraz uczyć.
Zerkam na zegarek. – Czas na mnie. Mam dużo nauki.
– Do egzaminów?
– Tak. Zaczynają się we wtorek.
– Gdzie jest samochód panny Kavanagh?
– Na hotelowym parkingu.
– Odprowadzę panią.
– Dziękuję za herbatę, panie Grey.
Posyła mi ten swój dziwny uśmiech w stylu „a ja mam wielką
tajemnicę”.
– Nie ma za co, Anastasio. Cała przyjemność po mojej
stronie. Chodźmy.
Wyciąga rękę. Speszona ujmuję ją i wychodzę za nim
z kafejki.
Wracamy spacerkiem do hotelu i chciałabym rzec,
że w przyjacielskim milczeniu. On przynajmniej wygląda jak zawsze
spokojnie i opanowanie. Jeśli zaś chodzi o mnie, to desperacko
próbuję ocenić, jak się udało nasze spotkanie przy kawie. Czuję się,
jakbym wracała z rozmowy w sprawie pracy, tyle że nie wiem,
na jakie stanowisko.
– Zawsze chodzi pani w dżinsach? – pyta ni z tego, ni
z owego.
– Najczęściej.
Kiwa głową. Wracamy do skrzyżowania niedaleko hotelu.
Kręci mi się w głowie. Cóż za dziwne pytanie... I świadoma jestem
tego, że nasz wspólny czas jest ograniczony. Wiem, że wszystko
schrzaniłam. Być może on kogoś ma.
– Ma pan dziewczynę? – wyrzucam z siebie. O święty
Barnabo, czy ja to właśnie powiedziałam na głos?
Jego usta wykrzywiają się w półuśmiechu. Patrzy na mnie.
– Nie, Anastasio. Nie bawię się w dziewczyny – mówi
miękko.
Och... co on ma na myśli? Nie jest gejem? A może jest –
o kurde! Najwyraźniej podczas wywiadu mnie okłamał. Przez chwilę
sądzę, że udzieli mi jakiegoś wyjaśnienia, że rozwinie to
enigmatyczne stwierdzenie – tak się jednak nie dzieje. Muszę stąd
iść. Muszę spróbować zebrać myśli. Muszę od niego uciec. Robię
krok w przód i potykam się.
– Cholera, Ana! – woła Grey.
Pociąga mnie za rękę tak mocno, że wpadam na niego
w chwili, gdy obok mnie śmiga rowerzysta, jadący pod prąd ulicy
jednokierunkowej. Mija mnie o włos.
Wszystko dzieje się tak szybko – w jednej chwili upadam,
w drugiej znajduję się w jego ramionach. Tuli mnie mocno do piersi.
Wdycham jego czysty, męski zapach. Pachnie świeżym praniem
i jakimś drogim żelem pod prysznic. O kurczę, to mieszanka
odurzająca. Oddycham głęboko.
– Wszystko w porządku? – pyta szeptem.
Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie, gdy
tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej
twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze.
Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę,
a może przez całą wieczność... Ale w końcu moją uwagę przyciągają
jego piękne usta. O rety. I po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat
pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego usta na swoich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz