15 maja 2013

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY


Doktor Green jest wysoka, jasnowłosa, szykowna, ubrana
w ciemnoniebieski kostium. Przypomina mi kobiety, które pracują
w biurze Christiana. Kolejna blondynka ze Stepford. Długie włosy
związane ma w elegancki kok. Musi mieć niewiele ponad
czterdzieści lat.
– Panie Grey. – Wita się z Christianem uściskiem ręki.
– Dziękuję, że przyszła pani tak szybko.
– Dziękuję, że wynagrodził mi pan mój czas, panie Grey.
Panno Steele. – Uśmiecha się, ale jej oczy są chłodne i oceniające.
Podajemy sobie dłonie i wiem, że należy do kobiet, które nie
tolerują głupoty. Tak jak Kate. Od razu ją lubię. Obdarza Christiana
znaczącym spojrzeniem i po chwili dociera do niego jej sygnał.
– Zaczekam na dole – mamrocze i wychodzi z pokoju, który
będzie moją sypialnią.
– A więc, panno Steele. Pan Grey płaci mi sporą sumę
za wizytę u pani. Co mogę dla pani zrobić?
Po dokładnym badaniu i długiej rozmowie dr Green i ja
decydujemy się na minipigułkę. Wypisuje mi opłaconą z góry
receptę i instruuje, żebym jutro ją zrealizowała. Bardzo mi się
podoba jej rzeczowe podejście – do znudzenia powtarza mi, że mam
je brać codziennie, o tej samej porze. I jestem pewna, że umiera
z ciekawości, jakie to relacje łączą mnie z panem Greyem. Nie
zdradzam żadnych szczegółów. Mam wrażenie, że nie wyglądałaby
na tak spokojną i opanowaną, gdyby zobaczyła Czerwony Pokój
Bólu. Czerwienię się, kiedy przechodzimy obok jego zamkniętych
drzwi i schodzimy na dół do galerii sztuki, która pełni funkcję salonu
Christiana.
Czyta, siedząc na kanapie. Z głośników leci przejmująca aria,
która wiruje wokół niego, otulając kokonem i wypełniając pokój
słodką, smutną melodią. Przez chwilę wygląda pogodnie. Odwraca
się i patrzy na nas, gdy wchodzimy, uśmiechając się do mnie ciepło.
– Skończyły panie? – pyta, jakby go to autentycznie
interesowało. Kieruje pilota w stronę nowoczesnego białego pudełka
poniżej kominka, w którym znajduje się iPod i niezwykła muzyka
cichnie, ale pozostaje w tle. Wstaje i podchodzi do nas.
– Tak, panie Grey. Proszę się nią opiekować, to piękna,
mądra młoda kobieta.
Christian jest zaskoczony, podobnie jak ja. Jak lekarz może
powiedzieć coś tak nieodpowiedniego? Czyżby dawała mu niezbyt
delikatne ostrzeżenie?
– Taki mam właśnie zamiar – speszony mówi pod nosem.
Patrząc na niego, zażenowana wzruszam ramionami.
– Prześlę panu rachunek – mówi lakonicznie doktor Green,
ściskając jego dłoń. – Miłego dnia i powodzenia, Ano. – Uśmiecha
się, mrużąc oczy, gdy się żegnamy.
Nie wiadomo skąd pojawia się Taylor i odprowadza lekarkę
do windy. Jak on to robi? Gdzie się czai?
– Jak było? – pyta Christian.
– W porządku, dziękuję. Powiedziała, że muszę się
powstrzymać od wszelkiej aktywności seksualnej przez cztery
następne tygodnie.
Christian z przerażenia otwiera usta, a ja nie mogę dłużej
zachować powagi i śmieję się do niego jak głupia.
– Mam cię!
Mruży oczy, a ja natychmiast przestaję się śmiać. Właściwie
wygląda dość złowrogo. O cholera. Moja podświadomość truchleje,
a cała krew odpływa mi z twarzy i wyobrażam sobie, jak znów
przekłada mnie przez kolano.
– Mam cię! – mówi i uśmiecha się z satysfakcją. Chwyta
mnie w talii i przyciąga do siebie. – Jesteś niepoprawna, panno
Steele – mruczy i wpatruje mi się w oczy, zanurzając dłoń
we włosach i trzymając pewnie w miejscu. Całuje mnie mocno, a ja
wczepiam się w jego umięśnione ramiona, by utrzymać się
na nogach.
– Chociaż bardzo chciałbym wziąć cię tutaj, teraz, musisz coś
zjeść i ja również. Nie chcę, żebyś mi później zemdlała – mruczy
przy moich ustach.
– Czy tylko dlatego mnie chcesz? Dla mojego ciała? –
szepczę.
– I jeszcze dla twojego niewyparzonego języka – odpowiada
cicho.
Znów całuje mnie namiętnie, a potem wypuszcza nagle
z ramion, bierze za rękę i prowadzi do kuchni. Nogi się pode mną
uginają. W jednej chwili żartujemy, a za moment... Wachluję swoją
rozpaloną twarz. Jest chodzącym seksem, a ja muszę teraz odzyskać
równowagę i coś zjeść. Aria nadal pobrzmiewa w tle.
– Co to za muzyka?
– Villa Lobos, aria z Bachianas brasileiras. Dobra, prawda?
– Tak – mamroczę, w pełni się z nim zgadzając.
Bar śniadaniowy nakryty jest dla dwojga. Christian wyjmuje
z lodówki miskę.
– Sałatka cesarska z kurczakiem ci odpowiada?
Dzięki Bogu, nic ciężkiego.
– Tak, dziękuję.
Patrzę, jak z wdziękiem porusza się po kuchni. Z jednej
strony tak swobodnie czuje się w swoim ciele, a z drugiej nie lubi
być dotykany... Więc może gdzieś w głębi nie jest taki swobodny.
Nikt nie jest samotną wyspą, rozmyślam, no może z wyjątkiem
Christiana Greya.
– O czym myślisz? – pyta, wyrywając mnie z zadumy.
Rumienię się.
– Przyglądałam się tylko, jak się poruszasz.
Rozbawiony unosi brwi.
– I? – pyta ostrożnie.
Czerwienię się jeszcze bardziej.
– Masz dużo wdzięku.
– Dziękuję, panno Steele – mruczy. Siada obok mnie
z butelką wina w dłoni. – Chablis?
– Poproszę.
– Poczęstuj się sałatką – mówi łagodnym głosem. – Powiedz,
na jaką metodę się zdecydowałaś?
W jednej chwili pytanie to wprawia mnie w zakłopotanie,
gdy zdaję sobie sprawę, że mówi o wizycie doktor Green.
– Na minipigułkę.
Marszczy brwi.
– I będziesz pamiętać, żeby brać je regularnie, codziennie,
o odpowiedniej porze?
Rany... pewnie, że będę. Skąd u niego taka orientacja
w temacie? Czerwienię się na samą myśl, że wie o tym od jednej lub
kilku z jego piętnastki.
– Nie wątpię, że mi przypomnisz – mówię oschle.
Zerka na mnie z protekcjonalnym rozbawieniem.
– Nastawię przypominacz – uśmiecha się z wyższością. –
Jedz.
Sałatka cesarska okazuje się pyszna. O dziwo jestem
wygłodniała i po raz pierwszy, od kiedy z nim jestem, kończę posiłek
wcześniej niż on. Wino jest orzeźwiające, klarowne i owocowe.
– Apetyt dopisuje jak zawsze, panno Steele? – Śmieje się,
patrząc na mój pusty talerz.
Zerkam na niego spod rzęs.
– Tak – szepczę.
Jego oddech staje się nierówny i kiedy patrzy na mnie, czuję,
że atmosfera między nami powoli się zmienia, ewoluuje...
elektryzuje. Jego spojrzenie zmienia się z mrocznego
na uwodzicielskie, porywając mnie ze sobą. Wstaje, zmniejszając
dystans między nami, i podnosi mnie ze stołka barowego w swe
ramiona.
– Chcesz to zrobić – szepcze, patrząc na mnie intensywnie.
– Nic nie podpisałam.
– Wiem, ale ostatnio łamię wszystkie zasady.
– Uderzysz mnie?
– Tak, ale nie żeby zadać ci ból. Nie chcę cię teraz karać.
Gdybym miał cię pod ręką wczoraj wieczorem, no cóż, byłoby
inaczej.
Jasny gwint. On chce zadać mi ból... Jak mam sobie z tym
poradzić? Nie jestem w stanie ukryć przerażenia.
– Nie pozwól, by ktoś przekonał cię, że jest inaczej,
Anastasio. Jednym z powodów, dla których ludzie lubią, kiedy to
robię, jest to, że lubimy zadawać ból albo go doświadczać. To bardzo
proste. Ty nie, więc spędziłem wczoraj dużo czasu, myśląc o tym.
Przyciąga mnie do siebie, a jego erekcja uciska mnie
w brzuch. Powinnam uciekać, ale nie potrafię. Ciągnie mnie do niego
na jakimś głębokim, pierwotnym poziomie, którego zupełnie nie
rozumiem.
– Doszedłeś do jakichś wniosków?
– Nie i teraz chcę cię związać i pieprzyć do nieprzytomności.
Jesteś na to gotowa.
– Tak – szepczę, podczas gdy wszystko w moim ciele
momentalnie się kurczy... rety.
– Dobrze. Chodź. – Bierze mnie za rękę i zostawiając
wszystkie brudne naczynia na barze śniadaniowym, idziemy na górę.
Serce mi wali. A więc ta chwila nadeszła. Naprawdę to
zrobię. Moja wewnętrzna bogini wiruje jak światowej klasy balerina,
wykonując jeden piruet za drugim. Christian otwiera drzwi
do swojego pokoju zabaw, przytrzymując je, żebym weszła, i znów
jestem w Czerwonym Pokoju Bólu.
Nic się nie zmieniło. Zapachy skóry, cytrusów, pasty
do czyszczenia i ciemnego drewna są bardzo zmysłowe. Rozgrzana
i przerażona krew przepływa przez moje ciało – adrenalina
wymieszana z pożądaniem i tęsknotą. To uderzający do głowy,
pobudzający koktajl. Postawa Christiana zmieniła się całkowicie,
teraz wydaje się twardszy i bardziej surowy. Patrzy na mnie z góry,
a jego oczy są płomienne, pożądliwe... hipnotyczne.
– Gdy jesteś tutaj, należysz do mnie bez reszty – mówi
wolno, ważąc każde słowo. – Mogę z tobą zrobić, co zechcę.
Rozumiesz?
Patrzy tak żarliwie. Przytakuję, mam sucho w ustach, a serce
omal nie wyskoczy mi z piersi.
– Zdejmij buty – rozkazuje łagodnie.
Przełykam ślinę i dość niezgrabnie zdejmuję czółenka. Schyla
się, podnosi je i stawia koło drzwi.
– Dobrze. Nie wahaj się, kiedy każę ci coś zrobić. Teraz
zedrę z ciebie tę sukienkę. O ile dobrze pamiętam, pragnąłem to
zrobić już kilka dni temu. Chcę, żebyś czuła się swobodnie w swoim
ciele, Anastasio. Masz piękne ciało i lubię na nie patrzeć. To sprawia
mi przyjemność. W zasadzie mógłbym przyglądać ci się cały dzień
i chcę, żebyś nie była zawstydzona ani zażenowana swoją nagością.
Rozumiesz?
– Tak.
– Tak co? – pochyla się nade mną, patrząc gniewnie.
– Tak, Panie.
– Mówisz szczerze? – rzuca ostro.
– Tak, Panie.
– Dobrze. Podnieś ręce nad głowę.
Robię, co każe, a on sięga w dół i chwyta brzeg sukienki.
Powoli podciąga ją przez moje uda, biodra, brzuch, piersi, ramiona
i głowę. Odsuwa się, by mnie obejrzeć i nieuważnie składa sukienkę,
nie odrywając ode mnie oczu. Zostawia ją na wielkiej szafce koło
drzwi. Chwyta moją brodę, a jego dotyk mnie pali.
– Przygryzasz wargę – szepcze. – Wiesz, jak na to reaguję –
dodaje złowieszczo. – Odwróć się.
Odwracam się natychmiast, bez wahania. Rozpina mi stanik,
chwyta oba ramiączka i powoli ściąga je w dół i w końcu zdejmuje,
gładząc moją skórę palcami i paznokciami kciuków. Wzdłuż mojego
kręgosłupa przebiega dreszcz, pobudzając każdy nerw. Stoi za mną
tak bliski, że czuję promieniujące od niego ciepło, które rozgrzewa
mnie, rozgrzewa mnie całą. Zbiera moje włosy, by spływały
po plecach, chwyta je w garść i przechyla moją głowę na jedną
stronę. Wodzi nosem po odsłoniętym karku, cały czas wciągając mój
zapach, a po chwili powraca do ucha. Mięśnie w moim brzuchu
kurczą się zmysłowo, pożądliwie. Rety... ledwie mnie dotknął, a ja
już go pragnę.
– Pachniesz pięknie, jak nigdy dotąd, Anastasio – szepcze,
składając za mym uchem słodki pocałunek.
Jęczę.
– Cicho – szepcze. – Ani piśnij.
Pociąga mnie za włosy z tyłu i ku memu zdziwieniu, zaczyna
splatać je w jeden duży warkocz. Palce ma szybkie i wprawne.
Na koniec związuje je gumką, której wcześniej nie widziałam,
i pociąga za nie, tak że cofam się w jego kierunku.
– Lubię, jak masz tutaj związane włosy – szepcze.Hmm...
dlaczego? Puszcza warkocz.
– Odwróć się – rozkazuje.
Robię, co mi każe, oddychając płytko, a lęk i pożądanie
mieszają się ze sobą. To odurzający koktajl.
– Gdy każę ci tu przyjść, tak będziesz się ubierać. Tylko
majtki. Rozumiesz?
– Tak.
– Tak co? – spogląda na mnie gniewnie.
– Tak, panie.
Cień uśmiechu unosi kąciki jego ust.
– Grzeczna dziewczynka. – Jego wzrok przepala mnie
na wskroś. – Gdy każę ci tu przyjść, oczekuję, że będziesz klęczała
tam. – Wskazuje miejsce przy drzwiach. – Zrób to teraz.
Mrugam, przetwarzając jego słowa, odwracam się i trochę
niezręcznie klękam, jak mi każe.
– Możesz usiąść na piętach.
Siadam.
– Połóż dłonie i przedramiona płasko na udach. Dobrze.
Teraz rozchyl kolana. Szerzej. Szerzej. Idealnie. Spójrz w podłogę.
Podchodzi do mnie i w polu widzenia mam jego stopy i łydki.
Nagie stopy. Jeśli chce, żebym to wszystko zapamiętała, powinnam
robić notatki. Sięga dłonią i znów chwyta mnie za warkocz,
pociągając tak, że muszę spojrzeć na niego w górę. Prawie nie boli.
– Zapamiętasz tę pozycję, Anastasio?
– Tak, panie.
– Dobrze. Zostań tu i nie ruszaj się. – Wychodzi z pokoju.
Klęczę i czekam. Gdzie on poszedł? Co ma zamiar ze mną
zrobić? Zmienia mi się poczucie czasu. Nie mam pojęcia, na jak
długo mnie tu zostawi... na kilka minut, pięć, dziesięć? Mój oddech
staje się płytszy, a niecierpliwość zżera mnie od środka.
I nagle wraca, a ja w jednej chwili jestem jednocześnie
spokojniejsza i bardziej podniecona. Czy mogę czuć jeszcze większe
podniecenie? Widzę jego stopy. Zmienił dżinsy. Te są starsze,
porwane i sprane. A niech to. Te dżinsy są seksowne. Zamyka drzwi
i wiesza coś na nich od wewnątrz.
– Grzeczna dziewczynka, Anastasia. Ślicznie tak wyglądasz.
Brawo. Wstań.
Wstaję, ale nadal patrzę w dół.
– Możesz na mnie spojrzeć.
Zerkam na niego, a on wpatruje się we mnie intensywnie,
oceniająco, ale wyraz jego oczu łagodnieje. Zdjął koszulę. O rany...
chcę go dotknąć. Górny guzik jego dżinsów jest odpięty.
– Teraz cię skuję, Anastasio. Daj mi prawą rękę.
Podaję. Odwraca ją wnętrzem do góry i zanim zdążę
pomyśleć, uderza w jej środek szpicrutą, której nie zauważyłam
w jego prawej dłoni. Dzieje się to tak szybko, że prawie nie jestem
zaskoczona. A co dziwniejsze – to wcale nie boli. No, nie tak bardzo,
czuję jedynie lekkie pieczenie.
– Jakie to uczucie? – pyta.
Zdezorientowana mrugam, patrząc na niego.
– Odpowiedz.
– W porządku – marszczę czoło.
– Nie marszcz czoła.
Mrugam i staram się wyglądać na spokojną. Udaje mi się.
– Czy to bolało?
– Nie.
– To nie będzie bolało. Rozumiesz?
– Tak. – Mój głos jest niepewny. Czy to naprawdę nie będzie
bolało?
– Mówię poważnie – przekonuje.
Rany, mój oddech jest taki płytki. Czy on wie, o czym myślę?
Pokazuje mi szpicrutę. Jest z brązowej plecionej skóry. Unoszę
wzrok, by spotkać jego oczy, które rozświetla ogień z nutą
rozbawienia.
– Naszym celem jest przyjemność, panno Steele – mruczy. –
Chodź. – Bierze mnie za łokieć i prowadzi pod kratkę. Sięga w górę
i ściąga jakieś klamry z czarnymi skórzanymi kajdankami.
– Tę kratkę zaprojektowano tak, żeby klamry poruszały się
po niej.
Patrzę w górę. Jasna cholera – to przypomina mapę metra.
– Zaczniemy tutaj, ale chcę cię przelecieć, gdy będziesz stała,
więc skończymy tam, przy ścianie. – Wskazuje szpicrutą na ścianę,
na której widnieje duży, drewniany ukośny krzyż.
– Podnieś ręce nad głowę.
Natychmiast się podporządkowuję, czując się, jakbym
opuszczała własne ciało i stawała się postronnym obserwatorem
wydarzeń rozgrywających się wokół mnie. To jest bardziej niż
fascynujące, bardziej niż erotyczne. To najbardziej podniecająca
i przerażająca rzecz, jaką kiedykolwiek robiłam. Oddaję się
wspaniałemu człowiekowi, który, jak sam przyznaje, jest
popieprzony na pięćdziesiąt sposobów. Tłumię przelotne ukłucie
strachu. Kate i Elliot wiedzą, że tu jestem.
Staje bardzo blisko i zapina kajdanki. Wpatruję się w jego
klatkę piersiową. Jego bliskość jest niebiańska. Pachnie żelem
do kąpieli i Christianem, upojną mieszanką, która sprowadza mnie
z powrotem do teraźniejszości. Chcę przejechać nosem i językiem
po włoskach na klatce. Wystarczy, że się pochylę...
Robi krok w tył, patrząc na mnie spod przymkniętych
powiek, lubieżnie, zmysłowo, a ja jestem bezradna, ze związanymi
rękami, ale jedynie patrząc na jego piękną twarz i widząc malujące
się na niej pożądanie, czuję wilgoć między nogami. Chodzi powoli
wokół mnie.
– Wyglądasz niezwykle korzystnie tak podwiązana, panno
Steele. I twoje niewyparzone usta są na razie zamknięte. To mi się
podoba.
Stając naprzeciw mnie, zaczepia palec o moje majtki
i w niespiesznym tempie ściąga je w dół, rozbierając mnie wolno,
aż do bólu, a kończy, klęcząc przede mną. Nie spuszczając wzroku
z moich oczu, ściska moje majtki w dłoni, podnosi do nosa i głęboko
się zaciąga. Jasna cholera! Czy on rzeczywiście to zrobił? Uśmiecha
się do mnie szelmowsko i wkłada je do kieszeni dżinsów.
Zbierając się z podłogi, leniwie jak dziki kot, dotyka końcem
szpicruty mojego pępka i powoli zatacza wokół niego koła, drażniąc
mnie. Czując dotyk skóry, drżę i ostro wciągam powietrze. Znów
krąży wokół mnie, sunąc po mnie szpicrutą. Przy drugim okrążeniu
nagle trzaska pejczem, który uderza mnie pod pośladkami, w moją
kobiecość. Krzyczę zaskoczona, a wszystkie moje nerwy stają
na baczność. Pociągam za więzy. Wstrząs przeszywa moje ciało i jest
to najsłodsze, najdziwniejsze, hedonistyczne uczucie.
– Cicho... – szepcze, przechodząc ponownie wokół mnie,
muskając moje ciało szpicrutą nieco wyżej. Tym razem, gdy strzela
pejczem znów w tym samym miejscu, czekam na to i... och! Moje
ciało zwija się pod tym słodkim, piekącym smagnięciem.
Krążąc dalej, znów strzela, tym razem trafiając w mój sutek,
a ja odrzucam głowę w tył, gdy moje zakończenia nerwowe
śpiewają. Uderza drugi sutek... krótka, szybka, słodka chłosta. Moje
sutki twardnieją i wydłużają się pod wpływem tego ataku, a ja jęczę
głośno, szarpiąc za kajdanki.
– Dobrze ci? – szepcze.
– Tak.
Uderza mnie raz jeszcze, tym razem w pośladki. Czuję
pieczenie.
– Tak co?
– Tak, panie – skomlę.
Przerywa, ale już go nie widzę. Mam zamknięte oczy,
próbując wchłonąć miriady doznań zalewających moje ciało. Bardzo
powoli obsypuje mnie małymi, kąsającymi liźnięciami bata
na brzuchu i posuwa się na południe. Wiem, do czego zmierza,
i próbuję przygotować się na to psychicznie, ale kiedy uderza w moją
łechtaczkę, wydaję głośny krzyk.
– Och... proszę! – jęczę.
– Cicho – rozkazuje i znów uderza mnie w pośladki. Nie
myślałam, że tak to będzie wyglądać... Jestem zagubiona. Zagubiona
w morzu doznań. I nagle przeciąga szpicrutę po mojej kobiecości,
przez moje włosy łonowe, w dół do wejścia do pochwy.
– Widzisz, jaka jesteś wilgotna, czekając na to, Anastasio?
Otwórz oczy i usta.
Robię, co mi każe, całkowicie zahipnotyzowana. Wpycha
czubek bata do moich ust, tak jak w tamtym śnie. A niech to.
– Czujesz swój smak? Ssij, ssij mocno, maleńka. Moje usta
zaciskają się na bacie, a oczy patrzą wprost na Christiana. Czuję
smak kosztownej skóry i słoność mojego podniecenia. Jego oczy
płoną. Jest w swoim żywiole.
Wyciąga koniec bata spomiędzy moich warg, robi krok
w przód i chwytając mnie, całuje mocno, wdzierając się językiem
do ust. Otaczając mnie ramionami, przyciąga do siebie. Jego klatka
napiera na mnie, a ja czuję pokusę, aby go dotknąć, ale nie mogę –
moje ręce tkwią bezużytecznie nade mną.
– Och, Anastasio, smakujesz tak niezwykle cudownie –
szepcze. – Czy mam cię doprowadzić do orgazmu?
– Proszę – błagam.
Pejcz trafia w mój pośladek. Au!
– Proszę co?
– Proszę, panie – skomlę.
Uśmiecha się triumfalnie.
– Tym? – Unosi pejcz tak, żebym go widziała.
– Tak, panie.
– Jesteś pewna? – Patrzy na mnie surowo.
– Tak, proszę, panie.
– Zamknij oczy.
Zostawiam po tamtej stronie pokój, zostawiam jego...
zostawiam pejcz. Znów zaczyna mi zadawać niewielkie, kąsające
liźnięcia w okolicy brzucha. Posuwając się w dół, miękkie,
niewielkie muśnięcia łechtaczki, raz, dwa razy, trzy razy, jeszcze
i jeszcze, aż w końcu to jest ten moment, nie mogę już dłużej
wytrzymać i szczytuję, cudownie, głośno, zwisając bez sił. Jego
ramiona otaczają mnie, gdyż nogi mam jak z waty. Rozpuszczam się
w jego objęciach, moja głowa na jego klatce, a ja miauczę i skomlę,
trawiona postorgazmicznymi dreszczami. Podnosi mnie i nagle się
poruszamy. Moje ręce pozostają skrępowane nad głową, na plecach
czuję chłodne drewno wypolerowanego iksa, a on rozpina guziki
w dżinsach. Na moment stawia mnie przy krzyżu, gdy zakłada
prezerwatywę, a potem oplata ramionami moje uda i znów mnie
podnosi.
– Unieś nogi, maleńka, i owiń wokół mnie.
Czuję się taka słaba, ale robię, co każe, a on zaplata moje
nogi wokół swych bioder i ustawia się pode mną. Jedno pchnięcie
i jest we mnie, a ja znów krzyczę, słuchając jego ściszonego jęku
przy moim uchu. Moje ramiona leżą na jego barkach, gdy wchodzi
we mnie. Rety, w ten sposób wchodzi naprawdę głęboko. Pcha raz
za razem, z twarzą przy moim karku, i ostrym oddechem na mojej
szyi. Czuję, że znów coś we mnie wzbiera. O Boże, nie... nie znowu.
Moje ciało chyba nie wytrzyma kolejnego trzęsienia ziemi. Ale nie
mam wyboru i z nieuchronnością, która staje się znajoma, puszczam
wszystko i znów doznaję rozkoszy, a ten moment jest słodki,
przejmujący i intensywny. Tracę wszelkie poczucie siebie. Christian
przyłącza się, krzycząc z ulgą przez zaciśnięte usta, trzymając mnie
mocno i blisko.
Wychodzi ze mnie szybko i stawia pod iksem, podtrzymując
mnie swoim ciałem. Odpinając kajdanki, uwalnia mnie i oboje
osuwamy się na podłogę. Bierze mnie na kolana, tuli, a ja opieram
głowę na jego klatce piersiowej. Gdybym miała siłę, dotknęłabym
go, ale jej nie mam. Dopiero teraz zauważam, że nadal ma na sobie
dżinsy.
– Brawo, mała. Czy to bolało?
– Nie – szepczę. Ledwie mogę utrzymać otwarte oczy.
Dlaczego jestem taka zmęczona?
– A myślałaś, że będzie bolało? – szepcze, trzymając mnie
blisko i odgarniając palcami niesforne kosmyki z twarzy.
– Tak.
– Widzisz więc, że większość obaw powstaje w twojej
głowie, Anastasio. – Przez chwilę milczy. – Zrobiłabyś to jeszcze
raz?
Zastanawiam się przez moment, a zmęczenie przyćmiewa
moją świadomość. Jeszcze raz?
– Tak – mój głos jest łagodny.
Tuli mnie mocno.
– To dobrze, ja też – mruczy, a potem pochyla się i delikatnie
całuje mnie w czubek głowy. – Bo jeszcze z tobą nie skończyłem.
Jeszcze ze mną nie skończył. O święty Barnabo. Nie ma
mowy, żebym mogła zrobić coś więcej. Jestem kompletnie
wykończona i walczę z przemożną potrzebą snu. Opieram się o jego
pierś, mam zamknięte oczy, a on otula mnie sobą, rękami i nogami,
i czuję się... bezpiecznie i wygodnie. Czy pozwoli mi spać i śnić?
Moje usta drgają na tę niemądrą myśl i zwracając twarz w stronę
klatki Christiana, wdycham jego szczególny zapach i muskam
nosem, ale on natychmiast sztywnieje... o cholera. Otwieram oczy
i patrzę na niego.
– Nie rób tego – mówi ostrzegawczo.
Czerwienię się i z powrotem patrzę tęsknie na jego tors. Chcę
przeciągnąć językiem po jego włosach, całować go i po raz pierwszy
dostrzegam kilka drobnych, ledwo widocznych okrągłych blizn
rozsianych po jego klatce. Ospa? Odra? Myślę bezładnie.
– Uklęknij przy drzwiach – rozkazuje i odchyla się, kładąc
dłonie na kolanach, skutecznie uwalniając mnie z objęć. Nie jest już
ciepły, a temperatura jego głosu spadła o kilka stopni.
Chwiejnie podnoszę się do pozycji stojącej i skulona
podchodzę do drzwi, aby uklęknąć, jak mi każe. Jestem roztrzęsiona,
bardzo, bardzo zmęczona i kompletnie zdezorientowana. Kto
by pomyślał, że znajdę w tym pokoju taką satysfakcję? Kto
by pomyślał, że to będzie takie wyczerpujące? Moje kończyny są
cudownie ciężkie, zaspokojone. Wewnętrzna bogini wywiesiła
na swoich drzwiach tabliczkę „nie przeszkadzać”.
Christian porusza się na obrzeżach mojego pola widzenia.
Powieki zaczynają mi opadać.
– Nudzę cię, panno Steele?
Budzę się momentalnie i widzę Christiana z założonymi
rękami. Patrzy na mnie. O cholera, przyłapał mnie na drzemce – nie
będzie dobrze. Jego spojrzenie mięknie, gdy spoglądam na niego.
– Wstań – rozkazuje.
Wstaję ostrożnie. Patrzy na mnie, a jego usta się
wykrzywiają.
– Jesteś skonana, prawda?
Przytakuję nieśmiało, czerwieniąc się.
– Wytrzymałość, panno Steele. – Mruży oczy. – Jeszcze się
tobą nie nasyciłem. Wyciągnij ręce przed siebie, jakbyś się chciała
pomodlić.
Mrugam powiekami. Pomodlić się! Pomodlić do ciebie
o łaskawość dla mnie. Robię, co mi rozkazuje. Bierze spinkę do kabli
i owija moje nadgarstki, zaciskając plastik. Jasny gwint.
Momentalnie podnoszę na niego oczy.
– Wygląda znajomo? – pyta, nie potrafiąc ukryć uśmiechu.
Rany... plastikowe spinki do kabli. Zakupy u Claytona!
Wszystko staje się jasne. Wpatruję się w niego, podczas gdy
adrenalina znów przeszywa moje ciało. Dobra – to przykuło moją
uwagę – znów jestem rozbudzona.
– Mam tu nożyczki. – Pokazuje mi je. – Mogę cię z tego
uwolnić w jednym momencie.
Próbuję rozdzielić nadgarstki, testując więzy, ale plastik
wrzyna mi się w skórę. To boli, ale kiedy rozluźniam nadgarstki,
spinka nie wcina mi się w ciało.
– Chodź. – Chwyta moje ręce i prowadzi do łóżka
z baldachimem. Teraz zauważam, że jest na nim ciemnoczerwona
pościel i klamry na każdym rogu.
– Chcę więcej, dużo, dużo więcej – pochyla się i szepcze mi
do ucha.
A moje serce znów zaczyna walić jak szalone. O rany.
– Ale zrobię to szybko. Jesteś zmęczona. Trzymaj się
kolumny – mówi.
Marszczę czoło. A więc nie na łóżku? Widzę, że mogę
rozsunąć dłonie i chwytam bogato rzeźbioną kolumienkę.
– Niżej – rozkazuje. – Dobrze, nie puszczaj. Jeśli puścisz,
dam ci klapsa. Zrozumiałaś?
– Tak, panie.
– Dobrze.
Staje za mną i chwytając za biodra, szybko pociąga mnie
w tył, tak że pochylam się do przodu, trzymając kolumnę.
– Nie puszczaj, Anastasio – ostrzega. – Przelecę cię teraz
ostro od tyłu. Trzymaj się kolumny, żeby utrzymać swój ciężar.
Zrozumiałaś?
– Tak.
Uderza mnie dłonią w pośladek. Aua... piecze.
– Tak, panie – mamroczę szybko.
– Rozsuń nogi. – Wsuwa swoją nogę między moje
i trzymając mnie za biodra, przesuwa moją prawą nogę w bok. – Tak
lepiej. Po tym pozwolę ci spać.
Spać? Dyszę. Teraz nie myślę o spaniu. Wyciąga rękę
i delikatnie gładzi mnie po plecach.
– Masz taką piękną skórę, Anastasio – szepcze i pochylając
się, całuje mnie wzdłuż kręgosłupa delikatnymi jak piórko
muśnięciami. W tym samym czasie jego ręce wędrują do przodu,
dotykają piersi i chwytają moje sutki, lekko je pociągając.
Dławię jęk, czując, jak całe moje ciało odpowiada, raz
jeszcze budząc się do życia.
Delikatnie gryzie i ssie mnie w pasie, pociąga za sutki, a moje
ręce zaciskają się mocniej na pięknie rzeźbionym filarze. Odsuwa
ręce i słyszę znajomy dźwięk rozrywanej folii, gdy on zrzuca dżinsy.
– Masz tak urzekający, seksowny tyłek, Anastasio. Cóż ja
bym chciał z nim zrobić? – Jego dłonie głaszczą i ugniatają pośladki,
a potem ześlizgują się w dół i wsuwa we mnie dwa palce. – Taka
wilgotna. Nigdy mnie nie zawodzisz, panno Steele – szepcze i słyszę
zachwyt w jego głosie. – Trzymaj się mocno... to nie potrwa długo.
Chwyta mnie za biodra i ustawia się, a ja zapieram się
w oczekiwaniu na jego atak. On jednak chwyta koniec mojego
warkocza i owija sobie wokół nadgarstka, aż do mojego karku,
unieruchamiając mi głowę. Bardzo powoli wchodzi we mnie,
jednocześnie ciągnąc za włosy... Powoli wychodzi ze mnie, drugą
ręką chwyta za biodra i trzymając mocno, zanurza się we mnie,
popychając do przodu.
– Trzymaj się, Anastasio – krzyczy przez zaciśnięte zęby.
Chwytam się mocniej kolumny i odpycham od niego, gdy
kontynuuje swoją bezlitosną napaść, raz za razem, a jego palce
wpijają się w moje biodra. Bolą mnie ramiona, chwieję się
na nogach, a skóra głowy boli mnie od ciągnięcia za włosy... i czuję
narastające uczucie głęboko wewnątrz. Och nie... i po raz pierwszy
boję się swojego orgazmu... jeśli dojdę... upadnę. Christian nadal
ostro porusza się przy mnie, we mnie, oddychając ciężko, jęcząc
i powarkując. Moje ciało odpowiada... jak? Czuję przyspieszenie.
I nagle Christian wchodzi we mnie naprawdę głęboko i zastyga.
– Dalej, Ana, zrób to dla mnie – jęczy, a moje imię na jego
ustach wysyła mnie w przepaść i staję się jedynie ciałem i rosnącym
doznaniem, a potem słodką ulgą. Tracę świadomość.
Gdy wracają mi zmysły, leżę na nim. Leży na podłodze, a ja
na górze, plecami na jego brzuchu, i wpatruję się w sufit, całkowicie
pochłonięta właśnie odbytym stosunkiem, promienna i skonana.
Och... karabińczyki, myślę bezładnie, zapomniałam o nich. Christian
muska nosem moje ucho.
– Podnieś ręce – mówi łagodnie.
Czuję, jakbym miała ręce z ołowiu, ale podnoszę je. Bierze
nożyczki i wkłada jedno ostrze pod spinkę.
– Uważam tę Anę za otwartą – mówi i przecina plastik.
Chichoczę i masuję uwolnione nadgarstki. Czuję, że się
uśmiecha.
– To taki piękny dźwięk – mówi tęsknie. Nagle siada,
podnosząc mnie ze sobą tak, że znów siedzę mu na kolanach.
– To moja wina – mówi i odwraca mnie, by móc rozetrzeć
moje ręce i ramiona. Delikatnym masażem przywraca życie moim
kończynom.
Co?
Oglądam się na niego, starając się zrozumieć, co ma na myśli.
– Że nie chichoczesz częściej.
– Nie jestem najlepsza w chichotaniu – mamroczę sennie.
– Och, ale kiedy to robisz, panno Steele, zachwyca mnie to
i raduje.
– Bardzo kwieciście powiedziane, panie Grey – mówię pod
nosem, starając się utrzymać otwarte oczy.
Jego wzrok łagodnieje. Christian się uśmiecha.
– Powiedziałbym, że jesteś ostro przerżnięta i potrzebujesz
snu.
– To nie było ani trochę kwieciste – narzekam żartobliwie.
Uśmiecha się, delikatnie podnosi mnie ze swoich kolan
i wstaje, cudownie nagi. W jednej chwili żałuję, że nie jestem
bardziej przytomna, żeby w pełni to docenić. Chwyta dżinsy
i po żołniersku wciąga je na siebie.
– Nie chcę wystraszyć Taylora ani pani Jones.
Hmm... na pewno wiedzą, jaki z niego perwersyjny drań. Ta
myśl nie daje mi spokoju.
Schyla się, aby pomóc mi wstać i prowadzi do drzwi,
na których wisi szary, miękki szlafrok. Cierpliwie ubiera mnie,
jakbym była małym dzieckiem. Nie mam siły unieść rąk. Gdy jestem
okryta i wyglądam przyzwoicie, pochyla się i całuje mnie delikatnie,
a jego usta drgają w uśmiechu.
– Do łóżka – mówi.
Och... nie.
– Żeby się przespać – dodaje uspokajająco, widząc moją
minę.
Nagle chwyta mnie w ramiona i niesie skuloną do pokoju
w głębi korytarza, gdzie wcześniej badała mnie doktor Green. Głowa
opada mi na jego pierś. Jestem wykończona. Nie pamiętam, żebym
kiedykolwiek była tak zmęczona. Odsuwając kołdrę, kładzie mnie i,
co bardziej zaskakujące, kładzie się koło mnie i przytula.
– Teraz śpij, cudowna dziewczynko – szepcze i całuje moje
włosy.
I zanim jestem w stanie zrobić jakiś niemądry ruch,
zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz