11 maja 2013

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Wychodzi ze mnie gwałtownie, a ja się krzywię. Siada
na łóżku i wrzuca zużytą prezerwatywę do kosza.
– Chodź, musimy się ubrać. To znaczy jeśli chcesz poznać
moją matkę. – Uśmiecha się szeroko, zeskakuje na podłogę i wciąga
dżinsy. Bez bielizny! Próbuję wstać, ale nadal jestem związana.
– Christian, nie mogę się ruszyć.
Uśmiecha się jeszcze szerzej i pochyla się, by rozwiązać
krawat. Faktura tkaniny odcisnęła się na moich nadgarstkach. To
jest... seksowne. Wpatruje się we mnie rozbawiony, a w jego oczach
tańczy radość. Szybko całuje mnie w czoło i uśmiecha się do mnie
promiennie.
– Kolejny pierwszy raz – stwierdza, ale ja nie mam pojęcia,
o czym mówi.
– Nie mam tu żadnych czystych ubrań. – Ogarnia mnie nagła
panika i zdając sobie sprawę, czego właśnie doświadczyłam, czuję,
że ta świadomość mnie przytłacza. Jego matka! Jasny gwint! Nie
mam żadnych czystych ubrań, a ona praktycznie przyłapała nas
na gorącym uczynku. – Może powinnam zostać tutaj?
– O nie. Możesz włożyć coś mojego. – Sam wrzucił
na grzbiet białą koszulkę i przeczesał palcami fryzurę „po seksie”.
Pomimo przerażenia gubię wątek. Czy kiedykolwiek przyzwyczaję
się do widoku tego pięknego mężczyzny? Jego uroda zwala z nóg.
– Anastasio, mogłabyś włożyć na siebie worek, a i tak
wyglądałabyś przepięknie. Nie przejmuj się, proszę. Chciałbym,
żebyś poznała moją matkę. Ubierz się. Ja pójdę na dół ją uspokoić. –
Zaciska usta. – Oczekuję cię w pokoju za pięć minut, inaczej przyjdę
i sam cię stąd wyciągnę, bez względu na to, jak będziesz ubrana. Tshirty
są w komodzie, a koszule w szafie. Bierz, co chcesz! – Przez
chwilę uważnie mi się przygląda, po czym wychodzi z pokoju.
A niech to. Matka Christiana. Tego nie było w negocjacjach.
Może to spotkanie ułatwi nam dopięcie tej układanki. Może pozwoli
mi zrozumieć, dlaczego Christian jest taki, jaki jest... Nagle czuję,
że chcę ją poznać. Podnoszę z podłogi swoją koszulę i z radością
stwierdzam, że przetrwała wczorajszą noc prawie bez zagnieceń.
Znajduję pod łóżkiem niebieski stanik i szybko się ubieram. Jest
jednak coś, czego nienawidzę: niemożność założenia czystych
majtek. Szperam w komodzie Christiana i znajduję obcisłe bokserki.
Zakładam obcisłą szarą bieliznę Calvina Kleina, wciągam swoje
dżinsy i conversy.
Łapiąc w locie żakiet, wpadam do łazienki i patrzę na moje
rozświetlone oczy, zaróżowioną twarz i włosy! Jasny gwint... Kucyki
w stylu „po seksie” też mi nie pasują. Szukam w szafce szczotki
i znajduję grzebień. Musi wystarczyć. Jedynym wyjściem jest kucyk.
Rozpaczam nad swoim strojem. Może powinnam skorzystać
z ubraniowej oferty Christiana. Moja podświadomość kpiąco
wydyma wargi. Ignoruję ją. Szamocząc się z żakietem, cieszę się,
że rękawy zakrywają znamienne ślady po krawacie. Rzucam ostatnie
spojrzenie w lustro. To będzie musiało wystarczyć. Udaję się
do salonu.
– A oto i ona. – Christian wstaje z sofy, na której zdążył się
rozsiąść.
Na jego twarzy malują się ciepło i uznanie. Siedząca obok
kobieta o piaskowych włosach odwraca się i posyła mi szeroki,
promienny uśmiech. Ona również wstaje. Jest nienagannie ubrana
w delikatną dzianinową sukienkę w wielbłądzim kolorze i dobrane
kolorystycznie buty. Wygląda zadbanie, elegancko i pięknie, a ja
w środku lekko zamieram, przypominając sobie, że sama wyglądam
jak nieboskie stworzenie.
– Mamo, to Anastasia Steele. Anastasio, to Grace Trevelyan-
Grey.
Dr Trevelyan-Grey wyciąga do mnie rękę. T... jak Trevelyan?
– Miło panią poznać – mówi cicho. Jeśli się nie mylę, w jej
głosie słychać cień zdumienia i ulgi, a w piwnych oczach dostrzegam
ciepły blask. Ujmuję jej dłoń i po prostu muszę się uśmiechnąć,
odwzajemniając życzliwość.
– Doktor Trevelyan-Grey – bąkam.
– Mów mi Grace. – Uśmiecha się, a Christian marszczy brwi.
– Zwykle jestem doktor Trevelyan, a pani Grey to moja teściowa. –
Puszcza do mnie oko. – Więc jak się poznaliście? – Spogląda
pytająco na Christiana, nie kryjąc ciekawości.
– Anastasia przeprowadzała ze mną wywiad dla gazety
studenckiej WSU, ponieważ w tym tygodniu będę tam wręczał
dyplomy.
Kuźwa do kwadratu. Zupełnie o tym zapomniałam.
– A więc kończy pani studia? – pyta Grace.
– Tak.
Dzwoni moja komórka. Założę się, że to Kate.
– Przepraszam. – Telefon jest w kuchni. Odchodzę
i pochylam się nad barem śniadaniowym, nie sprawdzając numeru.
– Kate.
– Dios mio! Ana! – Jasny gwint, to José. W jego głosie
słychać desperację. – Gdzie jesteś? Próbowałem się z tobą
skontaktować. Muszę się z tobą zobaczyć i przeprosić za swoje
piątkowe zachowanie. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
– Słuchaj, José, to nie jest odpowiedni moment. – Zerkam
z obawą na Christiana, który intensywnie się we mnie wpatruje,
ze spokojem na twarzy szepcząc coś do swojej matki. Odwracam się
do niego plecami.
– Gdzie jesteś? Kate odpowiada tak wymijająco – skomle.
– W Seattle.
– Co robisz w Seattle? Jesteś z nim?
– José, zadzwonię później. Nie mogę teraz z tobą rozmawiać.
– Rozłączam się.
Wracam nonszalancko do Christiana i jego rozgadanej matki.
– ...i Elliot zadzwonił powiedzieć, że jesteś. Nie widziałam
cię przez dwa tygodnie, kochany.
– Dzwonił, tak? – szemrze Christian, wpatrując się we mnie
z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Pomyślałam, że moglibyśmy zjeść razem lunch, ale widzę,
że masz inne plany, a ja nie chcę burzyć ci dnia. – Podnosi długi
kremowy płaszcz i odwraca się do Christiana, nadstawiając policzek.
On całuje ją szybko, czule. Ona go nie dotyka.
– Muszę zawieźć Anastasię z powrotem do Portland.
– Oczywiście, kochanie. Anastasio, miło mi było cię poznać.
Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. – Z błyskiem w oku
wyciąga do mnie dłoń i żegnamy się.
Taylor pojawia się... skąd?
– Pani Grey? – pyta.
– Dziękuję, Taylor. – Wyprowadza ją przez dwuskrzydłowe
drzwi do holu. Taylor był tu przez cały czas? Od jak dawna tu jest?
Gdzie był do tej pory?
Christian rzuca mi gniewne spojrzenie.
– A więc fotograf dzwonił.
Cholera.
– Tak.
– Czego chciał?
– Tylko przeprosić, no wiesz, za piątek.
Christian mruży oczy.
– Rozumiem – mówi tylko.
Ponownie pojawia się Taylor.
– Panie Grey, jest problem z transportem do Darfuru.
– Charlie Tango z powrotem na Boeing Field?
– Tak, proszę pana.
Taylor kiwa głową w moją stronę.
– Panno Steele.
Uśmiecham się do niego nieśmiało, a on odwraca się
i wychodzi.
– Czy on tu mieszka? Taylor?
– Tak – odpowiada Christian zdawkowo. O co mu chodzi?
Idzie do kuchni, sięga po BlackBerry i przegląda jakieś mejle,
w każdym razie coś, co wygląda na mejle. Z zaciśniętymi ustami
wykonuje telefon.
– Ros, co to za problem? – rzuca. Słucha, patrząc na mnie
badawczo szarymi oczami, kiedy tak stoję pośrodku wielkiego
pokoju, zastanawiając się, co ze sobą zrobić, czując się niezwykle
niezręcznie i nie na miejscu. – Nie będę narażał żadnej z załóg. Nie,
odwołaj... Zamiast tego zrzucimy z powietrza... Dobrze. – rozłącza
się. Ciepło w jego oczach zniknęło. Wygląda złowrogo i po jednym
zerknięciu na mnie udaje się do gabinetu i wraca chwilę później. –
To jest kontrakt. Przeczytaj go i omówimy go w przyszły weekend.
Sugeruję, żebyś poszperała trochę, żeby wiedzieć, z czym to się
wiąże. – Tu robi pauzę. – To znaczy jeśli się zgodzisz, a ja mam
wielką nadzieję, że tak. – Kiwa głową, a jego ton staje się
łagodniejszy, zatroskany.
– Poszperać?
– Zdziwisz się, co można znaleźć w Internecie – wyjaśnia.
Internet! Nie mam dostępu do komputera, jedynie do laptopa
Kate, a nie mogę użyć komputera u Claytona, na pewno nie
do takiego „szperania”.
– O co chodzi? – pyta, przechylając głowę.
– Nie mam komputera. Może Kate mi użyczy laptopa.
Podaje mi szarą kopertę.
– Na pewno mogę ci jakiś... eee... pożyczyć. Weź rzeczy, to
zawiozę cię do Portland, a po drodze zjemy jakiś lunch. Muszę się
przebrać.
– Tylko zadzwonię – mówię cicho. Chcę usłyszeć głos Kate.
On marszczy brwi.
– Fotograf? – Ma zaciśnięte usta, a oczy mu płoną. – Nie
lubię się dzielić, panno Steele. Pamiętaj o tym. – Jego cichy, chłodny
ton brzmi ostrzegawczo i posyłając mi długie, chłodne spojrzenie,
Christian wychodzi z pokoju.
Rany boskie. Chciałam tylko zadzwonić do Kate. Chcę
za nim krzyknąć, ale jego nagła rezerwa mnie sparaliżowała. Co się
stało z tym szczodrym, zrelaksowanym, uśmiechniętym
człowiekiem, który kochał się ze mną niespełna pół godziny temu?
– Gotowa? – pyta Christian i stajemy przed drzwiami
do holu.
Kiwam niepewnie głową. Ponownie przyjął swoją chłodną,
uprzejmą, spiętą postawę, jego maska powróciła i jest wyraźnie
widoczna. Ma ze sobą skórzaną torbę na ramię. Po co mu ona? Może
zostaje w Portland? I wtedy przypominam sobie o uroczystości
zakończenia studiów. No tak... Będzie tam w czwartek. Włożył
czarną skórzaną kurtkę. W tym stroju z pewnością nie wygląda
na multimilionera, miliardera czy innego „era”. Wygląda jak chłopak
z szemranej dzielnicy, może niegrzeczny rockman albo model
z wybiegu. Wzdycham, żałując, że nie mam choćby jednej dziesiątej
jego pewności siebie. Jest taki spokojny i opanowany. Marszczę
czoło na wspomnienie jego wybuchu w odniesieniu do José... No
cóż, przynajmniej wygląda na spokojnego i opanowanego.
– A więc do jutra – rzuca Christian do Taylora, który
w odpowiedzi kiwa głową.
– Tak, proszę pana. Który samochód pan bierze?
Zerka na mnie.
– R8.
– Bezpiecznej podróży, panie Grey. Panno Steele. – Taylor
patrzy na mnie uprzejmie, ale w jego oczach dostrzegam cień
współczucia.
Niewątpliwie myśli, że uległam podejrzanym seksualnym
zwyczajom pana Greya. Jeszcze nie, dopiero jego wyjątkowym
zwyczajom, no chyba że dla wszystkich seks tak wygląda. Na myśl
o tym marszczę czoło. Nie mam porównania, a nie mogę zapytać
Kate. Tę kwestię będę musiała poruszyć z Christianem. To naturalne,
że powinnam z kimś porozmawiać – a nie mogę porozmawiać z nim,
skoro raz jest taki otwarty, a za chwilę zupełnie nieprzystępny.
Taylor otwiera nam drzwi i prowadzi na zewnątrz. Christian
przywołuje windę.
– O co chodzi, Anastasio? – Skąd wie, że przetrawiam coś
w myślach? Unosi moją brodę. – Przestań przygryzać wargę, inaczej
przelecę cię w windzie bez względu na to, kto z nami wsiądzie.
Czerwienię się, ale dostrzegam uśmiech w kąciku jego ust,
nareszcie jego humor wydaje się zmieniać.
– Christian, mam problem.
– Tak? – Poświęca mi uwagę bez reszty.
Przyjeżdża winda. Wsiadamy i Christian naciska przycisk
oznaczony literką P.
– Więc tak. – Czerwienię się. Jak to powiedzieć? – Muszę
porozmawiać z Kate. Mam tyle pytań na temat seksu, a ty jesteś taki
zajęty. Jeśli chcesz, żebym robiła wszystkie te rzeczy, skąd mam
wiedzieć... – Urywam, szukając odpowiednich słów. – Po prostu nie
mam żadnego punktu odniesienia.
Przewraca oczami.
– Porozmawiaj z nią, jeśli musisz. – Chyba się zirytował. –
Ale upewnij się, że nie wspomni o niczym Elliotowi.
Oburzam się, słysząc taką insynuację. Kate nie jest taka.
– Nie zrobiłaby tego, a ja nie powtórzyłabym tobie nic,
co ona mówi o Elliocie. Gdyby mi, oczywiście, cokolwiek
powiedziała – dodaję szybko.
– Cóż, różnica polega na tym, że ja o jego życiu seksualnym
nie chcę nic wiedzieć. Elliot to ciekawski drań. Ale tylko o tym,
co robiliśmy do tej pory – ostrzega. – Prawdopodobnie wyrwałaby
mi jaja, gdyby wiedziała, co chcę z tobą zrobić – dodaje tak łagodnie,
że nie jestem pewna, czy powinnam to słyszeć.
– W porządku. – Zgadzam się od razu, uśmiechając się
do niego z ulgą. Wizja Kate z jajami Christiana nie wydaje mi się
kusząca.
Lekko wykrzywia usta i potrząsa głową.
– Im szybciej będę miał twoje posłuszeństwo, tym lepiej,
i skończymy wtedy z tym wszystkim – mruczy.
– Skończymy z czym?
– Z twoim sprzeciwianiem się mnie. – Chwyta mnie za brodę
i składa na moich ustach delikatny, słodki pocałunek dokładnie
w momencie, gdy drzwi windy się rozsuwają. Za rękę prowadzi mnie
do podziemnego garażu.
Ja mu się sprzeciwiam... jak?
Obok windy widzę czarne audi z napędem na cztery koła, ale
to stylowy, sportowy wóz wydaje dźwięk i mruga światłami, gdy
Christian kieruje w jego stronę pilota. To jeden z tych samochodów,
na których masce powinna leżeć długonoga blondynka przepasana
jedynie szarfą.
– Ładny samochód – rzucam oschle.
Zerka na mnie i uśmiecha się szeroko.
– Wiem – odpowiada i na ułamek sekundy powraca słodki,
młody, beztroski Christian. Robi mi się cieplej na sercu. Jest tak
podekscytowany. Ach, chłopcy i ich zabawki. Przewracam oczami,
ale nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Otwiera przede mną drzwi,
a ja wsiadam do środka. Uuu... jak nisko. Obchodzi samochód
ze swobodnym wdziękiem i elegancko sadza swe długie ciało obok
mnie. Jak on to robi?
– Jaki to samochód?
– Audi R8 Spyder. Jest piękny dzień, więc możemy opuścić
dach. Tam jest bejsbolówka, a właściwie powinny być dwie. –
Wskazuje na schowek. – I okulary przeciwsłoneczne, jeśli chcesz.
Przekręca kluczyk i słyszę warkot silnika. Christian kładzie
torbę za naszymi siedzeniami, naciska przycisk i dach powoli się
składa. Po jednym kliknięciu otacza nas głos Bruce’a Springsteena.
– Nie można nie kochać Bruce’a – szczerzy się do mnie,
po czym wyjeżdża z miejsca parkingowego i w górę po rampie,
gdzie zatrzymuje się przed szlabanem.
Wyjeżdżamy na ulice Seattle w jasny, majowy poranek.
Sięgam do schowka i wyjmuję czapki. Mariners. Lubi baseball?
Podaję mu czapkę, a on ją zakłada. Przekładam swój kucyk przez
otwór z tyłu i opuszczam nisko daszek.
Ludzie gapią się na nas, gdy przejeżdżamy ulicami. Przez
chwilę myślę, że na niego... A potem paranoiczna część mnie myśli,
że na mnie, ponieważ wiedzą, co robiłam przez ostatnie dwanaście
godzin, ale w końcu zdaję sobie sprawę, że patrzą na samochód.
Christian chyba tego nie zauważa, pogrążony w myślach.
Ruch jest niewielki i wkrótce docieramy do autostrady I-5,
prowadzącej na południe, a wiatr omiata nam głowy. Bruce śpiewa
o rozpaleniu i podnieceniu. Jak trafnie! Czerwienię się, słuchając
słów piosenki. Christian zerka na mnie. Ma na nosie ray-bany, więc
nie mogę nic wyczytać z jego oczu. Jego usta drgają minimalnie.
Kładzie rękę na moim kolanie, lekko je ściskając.
– Głodna?
No, na jedzenie akurat nie mam ochoty.
– Niespecjalnie.
Zaciska usta w cienką linię.
– Musisz jeść, Anastasio – beszta mnie. – Znam świetne
miejsce niedaleko Olimpii. Tam się zatrzymamy. – Znów ściska
moje kolano, a potem kładzie rękę z powrotem na kierownicy
i dociska gaz. Wdusza mnie w fotel. Rany, ależ ten samochód sunie.
Restauracja jest mała i kameralna, właściwie to drewniana
chata w środku lasu. Wystrój jest rustykalny: krzesła każde z innej
parafii i stoły pokryte kraciastymi obrusami z polnymi kwiatami
w wazonach. Cuisine Sauvage[5] – głosi napis nad wejściem.
– Dawno tu nie byłem. Nie ma tu wielkiego wyboru,
przyrządzają to, co złapali albo zebrali. – Unosi brwi, udając
przerażenie, a ja muszę się zaśmiać. Kelnerka przyjmuje zamówienie
na napoje. Czerwieni się, widząc Christiana. Unika kontaktu
wzrokowego z nim, chowając się pod długą, jasną grzywką. Podoba
jej się! Więc nie tylko mnie!
– Dwa kieliszki Pinot Grigio – mówi Christian tonem
znawcy.
Wydymam wargi zirytowana.
– Co? – rzuca.
– Poproszę dietetyczną colę – szepczę.
Mruży szare oczy i potrząsa głową.
– Pinot Grigio, które tu podają, to dobre wino i będzie
pasowało do posiłku, cokolwiek dostaniemy – tłumaczy cierpliwie.
– Cokolwiek dostaniemy?
– Tak. – Uśmiecha się, przechylając głowę, a mój żołądek
wykonuje salto. Nie mogę nie odwzajemnić tak wspaniałego
uśmiechu. – Spodobałaś się mojej matce – dorzuca chłodno.
– Naprawdę? – Czerwienię się pod wpływem jego słów.
– O tak. Zawsze myślała, że jestem gejem.
Otwieram usta ze zdziwienia i przypominam sobie to pytanie
z wywiadu. Och, nie.
– Dlaczego myślała, że jesteś gejem? – pytam cicho.
– Ponieważ nigdy nie widziała mnie z dziewczyną.
– Och... z żadną z tych piętnastu?
Uśmiecha się.
– Zapamiętałaś. Nie, z żadną z piętnastu.
– Och.
– Wiesz, Anastasio, dla mnie to też był weekend pierwszych
razów.
– Tak?
– Nigdy z nikim nie spałem, nigdy nie uprawiałem seksu
w swoim łóżku, nigdy nie zabrałem dziewczyny do Charliego Tango,
nigdy nie przedstawiłem kobiety mojej matce. Co ty ze mną robisz?
– Jego oczy płoną, zaś intensywność ich spojrzenia zapiera mi dech
w piersiach.
Kelnerka wraca z kieliszkami wina, a ja od razu upijam łyk.
Czy on się otwiera, czy jedynie dzieli się zwykłym spostrzeżeniem?
– Naprawdę dobrze się bawiłam w ten weekend – mówię
cicho.
– Przestań przygryzać tę wargę – warczy. – Ja też – dodaje.
– Co to jest waniliowy seks? – pytam, żeby tylko nie skupiać
się na tym intensywnym, palącym, seksownym spojrzeniu, którym
mnie obdarza. Śmieje się.
– Czysty seks, Anastasio. Żadnych zabawek ani dodatków. –
Wzrusza ramionami. – No wiesz... a właściwie nie wiesz, ale to jest
właśnie to.
– Och. – Myślałam, że nasz seks był czekoladowy z sosem
karmelowym i wisienką na wierzchu. Ale co ja tam mogę wiedzieć.
Kelnerka przynosi nam zupę i oboje wpatrujemy się w nią
podejrzliwie.
– Zupa z pokrzyw – informuje nas, po czym odwraca się
gwałtownie i wraca do kuchni. Chyba nie podoba jej się, że Christian
ją ignoruje. Niepewnie próbuję zupy. Jest pyszna. Dokładnie w tym
samym momencie oboje z Christianem spoglądamy na siebie z ulgą.
Chichoczę, a on przekrzywia głowę.
– To piękny dźwięk – mruczy.
– Dlaczego wcześniej nie uprawiałeś waniliowego seksu?
Czy zawsze robiłeś... eee, to co robisz? – pytam zaintrygowana.
Wolno kiwa głową.
– Tak jakby – mówi ostrożnie. Przez chwilę marszczy brwi
i zdaje się prowadzić jakąś wewnętrzną walkę. Wreszcie patrzy
na mnie, podjąwszy decyzję. – Jedna z koleżanek mojej matki
uwiodła mnie, gdy miałem piętnaście lat.
– Och. – Cholera, wcześnie!
– Miała bardzo szczególne upodobania. Byłem jej uległym
przez sześć lat. – Wzrusza ramionami.
– Och. – To wyznanie mnie sparaliżowało.
– Tak więc wiem, z czym się to wiąże, Anastasio. – W jego
oczach maluje się zrozumienie.
Patrzę na niego, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nawet
moja podświadomość milczy.
– Moje pierwsze spotkanie z seksem trudno uznać
za przeciętne.
Zwycięża ciekawość.
– Nie spotykałeś się z nikim w college’u?
– Nie. – Kręci głową, podkreślając to jedno słowo.
Na chwilę naszą rozmowę przerywa kelnerka, która przyszła
po talerze.
– Dlaczego? – pytam, kiedy zostajemy sami.
Christian uśmiecha się sardonicznie.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Tak.
– Nie miałem ochoty. Ona była wszystkim, czego pragnąłem,
czego potrzebowałem. Poza tym sprałaby mnie za coś takiego
na kwaśne jabłko. – Uśmiecha się ciepło na to wspomnienie.
Ooch, to zdecydowanie zbyt dużo informacji – ale chcę
więcej.
– Skoro to była koleżanka twojej matki, ile miała wtedy lat?
Uśmiecha się znacząco.
– Wystarczająco dużo, aby mieć więcej rozumu.
– Nadal się z nią spotykasz?
– Tak.
– Czy wy nadal... eee... – Oblewam się rumieńcem.
– Nie. – Kręci głową i obdarza mnie pobłażliwym
uśmiechem. – Przyjaźnimy się.
– Och. Twoja matka wie?
Jego spojrzenie mówi: zwariowałaś?
– Oczywiście, że nie.
Kelnerka wraca z sarniną, ale ja nie mam już apetytu. Cóż
za rewelacja. Christian uległym... W mordę jeża. Pociągam spory łyk
Pinot Grigio – oczywiście ma rację, wino jest przepyszne. Jezu, teraz
to dopiero mam o czym myśleć. Potrzebuję czasu, aby to wszystko
przetrawić, czasu na osobności, a nie kiedy rozprasza mnie jego
obecność. To samiec alfa, niezwykle dominujący, a teraz do naszego
równania dorzucił jeszcze to. Wie, co to znaczy uległość.
– Ale to nie był stały układ? – W głowie mam mętlik.
– Był, chociaż nie spotykaliśmy się codziennie. Było...
trudno. W końcu chodziłem jeszcze do szkoły, a potem do college’u.
Jedz, Anastasio.
– Naprawdę nie jestem głodna, Christianie. – Niedobrze mi
od twoich rewelacji.
Zaciska usta.
– Jedz – rzuca cicho, zbyt cicho.
Patrzę na niego. W głosie tego mężczyzny,
wykorzystywanego seksualnie w wieku młodzieńczym, słychać teraz
groźbę.
– Za chwilkę – mamroczę.
On mruga kilka razy.
– W porządku – odpowiada i zabiera się za swoje danie.
Tak właśnie będzie, jeśli podpiszę umowę: nieustanne
wydawanie poleceń. Marszczę brwi. Rzeczywiście tego chcę?
Sięgam po sztućce i z wahaniem kroję kawałek mięsa. Jest bardzo
smaczne.
– Czy tak będzie wyglądać nasz... eee... związek? – pytam
szeptem. – Ciągłe rozkazy? – Nie jestem w stanie spojrzeć mu
w oczy.
– Tak – odpowiada cicho.
– Rozumiem.
– Co więcej, będziesz tego chciała – dodaje.
Szczerze wątpię. Odkrawam kolejny kawałek sarniny
i podnoszę widelec do ust.
– To ważny krok – mówię, a potem jem.
– Zgadza się. – Na chwilę zamyka oczy. Kiedy je otwiera,
maluje się w nich powaga. – Anastasio, musisz postąpić tak, jak ci
każe instynkt. Poszperaj w Internecie, przeczytaj umowę; chętnie
omówię z tobą każdy jej aspekt. Gdybyś chciała porozmawiać przed
piątkiem, będę w Portland. Zadzwoń do mnie, może uda nam się
zjeść razem kolację, powiedzmy... w środę? Naprawdę chcę, aby to
wypaliło. Prawda jest taka, że nigdy niczego nie pragnąłem aż tak
bardzo.
W jego oczach widać szczerość i pragnienie. I tego właśnie
nie potrafię zrozumieć. Dlaczego ja? Czemu nie jedna z tej
piętnastki? O nie... Ja też stanę się numerem? Szesnastym z wielu?
– Co się stało z tamtymi piętnastoma? – wyrzucam z siebie.
Unosi ze zdziwieniem brwi, po czym zrezygnowany kręci
głową.
– Różne rzeczy, ale sprowadza się to do... – urywa, jakby
szukał w myślach odpowiedniego słowa. – ...niedopasowania. –
Wzrusza ramionami.
– I uważasz, że ja będę do ciebie pasować?
– Tak.
– Więc nie spotykasz się już z żadną z nich?
– Nie, Anastasio. Jestem monogamistą.
Och... a to nowina.
– Rozumiem.
– Poszperaj w necie, Anastasio.
Odkładam sztućce. Więcej nie dam rady zjeść.
– To wszystko? Tyle tylko zamierzasz zjeść?
Kiwam głową. Christian robi gniewną minę, ale nic nie
mówi. Oddycham z ulgą. Żołądek skręca mi się od tych wszystkich
nowin, a od wina trochę kręci mi się w głowie. Patrzę, jak zjada
swoją porcję. Ależ on ma apetyt. Sporo musi ćwiczyć, aby mieć taką
fantastyczną sylwetkę. Oczami wyobraźni widzę, jak spodnie
od piżamy zwisają mu z bioder. Strasznie mnie ta wizja rozprasza.
Poprawiam się na krześle. Christian podnosi na mnie wzrok, a ja
oblewam się rumieńcem.
– Oddałbym wszystko, aby się dowiedzieć, o czym teraz
myślisz – mruczy.
Moje policzki robią się jeszcze bardziej czerwone, a on
uśmiecha się szelmowsko.
– Cieszę się, że nie potrafisz czytać mi w myślach.
– W myślach nie, Anastasio, ale ciało... Cóż, udało mi się je
poznać całkiem dobrze – mówi znacząco. Jak on to robi, że tak
szybko przeskakuje z jednego nastroju w drugi? Jest taki zmienny...
Trudno dotrzymać mu kroku.
Gestem przywołuje kelnerkę i prosi o rachunek.
Uregulowawszy go, wstaje i wyciąga rękę.
– Chodź.
Prowadzi mnie do samochodu. Ten kontakt, ciało przy ciele,
jest taki nieoczekiwany, taki normalny, pełen zażyłości. Jakoś trudno
mi pogodzić zwyczajny, czuły gest z tym, co Christian chce robić
w tamtym pokoju... Czerwonym Pokoju Bólu.
Milczymy w drodze z Olympii do Vancouver, każde
zatopione w swoich myślach. Kiedy zatrzymujemy się pod moim
mieszkaniem, jest już piąta. W oknach pali się światło, a więc Kate
jest w domu. Na pewno się pakuje, chyba że towarzyszy jej jeszcze
Elliot. Christian gasi silnik i dociera do mnie, że będę się musiała
z nim rozstać.
– Masz ochotę wejść? – pytam. Nie chcę, aby odjeżdżał. Nie
chcę się jeszcze rozstawać.
– Nie. Mam sporo pracy. – Patrzy na mnie z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
A ja wbijam wzrok w splecione palce. Nagle robi mi się
smutno. Christian mnie opuszcza. Ujmuje teraz moją dłoń i powoli
unosi do ust, po czym czule całuje. To taki staromodny, słodki gest.
Serce podchodzi mi do gardła.
– Dziękuję ci za ten weekend, Anastasio. Było...
fantastycznie. Środa? Przyjadę po ciebie do pracy czy gdzie tylko
chcesz, dobrze? – pyta miękko.
– Środa – odpowiadam szeptem.
Jeszcze jeden pocałunek w dłoń, którą następnie odkłada
na moje kolana. Wysiada z samochodu, by otworzyć mi drzwi.
Dlaczego nagle czuję się taka osamotniona? W gardle tworzy mi się
gula. Nie mogę pozwolić, aby widział mnie w takim stanie.
Z przyklejonym do twarzy uśmiechem wysiadam z auta i ruszam
w stronę schodków, wiedząc, że muszę stanąć twarzą w twarz z Kate.
Boję się tego. W połowie drogi odwracam się. Głowa do góry,
Steele.
– Och... a tak przy okazji, mam na sobie twoją bieliznę. –
Uśmiecham się i na potwierdzenie swoich słów pociągam za gumkę
bokserek. Christianowi opada szczęka. Cóż za reakcja! Od razu
poprawia mi się humor. Wolnym krokiem podchodzę do drzwi, choć
w głębi duszy mam ochotę skakać i wyrzucać w górę zaciśniętą dłoń.
TAK! Moja wewnętrzna bogini się raduje.
Kate w salonie pakuje właśnie książki do skrzynek.
– Wróciłaś. Gdzie Christian? Jak się czujesz?
Nie mam szans się nawet przywitać, a już niespokojnie
podchodzi do mnie, chwyta za ramiona i lustruje moją twarz.
Cholera... Muszę się teraz zmierzyć z nieustępliwością Kate,
a przecież podpisałam dokument zakazujący mi rozmów. Czarno to
widzę.
– No i jak było? Nie mogłam przestać o tobie myśleć,
oczywiście jak Elliot już sobie poszedł. – Uśmiecha się figlarnie.
Ja też się uśmiecham, ale nagle czuję się onieśmielona.
Policzki mi czerwienieją. To sprawy prywatne. Świadomość tego,
co Christian ma do ukrycia. Ale muszę jej coś powiedzieć,
cokolwiek, w przeciwnym razie nie da mi spokoju.
– Było dobrze, Kate. Chyba nawet bardzo – mówię cicho,
starając się powstrzymać zdradliwy uśmiech.
– Chyba?
– Nie mam przecież porównania, prawda? – Wzruszam
ramionami ze skruchą.
– Miałaś orgazm?
Ożeż ty. Jest taka bezpośrednia. Oblewam się krwistym
rumieńcem.
– Tak – bąkam.
Kate pociąga mnie w stronę sofy i siadamy. Ujmuje moje
dłonie.
– To fantastycznie. – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – To
był twój pierwszy raz. Ten Christian naprawdę musi być dobry w te
klocki.
Och, Kate, gdybyś tylko wiedziała.
– Mój pierwszy raz był okropny – kontynuuje, robiąc
tragikomiczną minę.
– Och? – O tym akurat nigdy mi nie opowiadała.
– Tak, Steve Paton. Liceum, sportowiec idiota. – Wzdryga
się. – Strasznie niedelikatny. A ja nie byłam gotowa. Oboje mieliśmy
nieźle w czubie. No wiesz, typowa katastrofa nastolatków
po szkolnym balu. Dopiero po kilku miesiącach zdecydowałam się
spróbować jeszcze raz. Naturalnie nie z tym palantem. Byłam
za młoda. Dobrze zrobiłaś, że zaczekałaś.
– Kate, to okropne.
– Aha, minął prawie rok, nim przeżyłam pierwszy orgazm
podczas penetracji, a ty? Proszę bardzo... pierwszy raz?
Nieśmiało kiwam głową. Moja wewnętrzna bogini siedzi
w pozycji kwiatu lotosu i uśmiecha się przebiegle, mocno z siebie
zadowolona.
– Cieszę się, że straciłaś dziewictwo z kimś, kto odróżnia
kciuk od łokcia. – Mruga do mnie. – No to kiedy znowu się
spotykacie?
– W środę. Idziemy na kolację.
– Więc nadal ci się podoba?
– Tak. Ale nie wiem, co będzie z... przyszłością.
– Jak to?
– To skomplikowane, Kate. No wiesz, zamieszkujemy
zupełnie różne światy. – Doskonała wymówka. Wiarygodna.
Znacznie lepsza niż: „On ma Czerwony Pokój Bólu i chce ze mnie
zrobić seksualną niewolnicę”.
– Och, błagam, nie patrz na pieniądze, Ana. Elliot mówił,
że jego brat nie ma w zwyczaju się z nikim spotykać.
– Naprawdę? – Głos mam wyższy o oktawę.
„To zbyt oczywiste, Steele!” – podświadomość piorunuje
mnie wzrokiem i grozi chudym palcem, a następnie przekształca się
w wagę sprawiedliwości, żeby mi przypomnieć, że Christian może
mnie podać do sądu, jeśli zbyt wiele wyjawię. Ha... i co zrobi,
zabierze mi wszystkie pieniądze? Muszę pamiętać, aby wpisać
w Google „kary za niedotrzymanie warunków umowy o zachowaniu
poufności”, kiedy już będę szperać w necie w poszukiwaniu innych
informacji. Zupełnie jakbym dostała pracę domową. Może będą
i oceny. Rumienię się, przypominając sobie szóstkę za poranny
eksperyment w wannie.
– Ana, o co chodzi?
– Przypomniało mi się po prostu coś, co powiedział Christian.
– Wyglądasz inaczej – mówi z czułością Kate.
– Czuję się inaczej. Jestem obolała – wyznaję.
– Obolała?
– Trochę? – Kolejny rumieniec.
– Ja też. Faceci – prycha z udawaną odrazą. – To zwierzęta.
Obie wybuchamy śmiechem.
– Boli cię? – wykrzykuję.
– Tak... zbyt częste użytkowanie.
Chichoczę.
– Opowiedz mi o zbyt często cię użytkującym Elliocie –
mówię, kiedy przestaję się śmiać. Och, czuję się zrelaksowana po raz
pierwszy, odkąd stałam w tamtej kolejce w barze... odkąd
wykonałam telefon, który wszystko zmienił, odkąd przestałam
podziwiać pana Greya z daleka. Szczęśliwe, nieskomplikowane
czasy.
Kate się rumieni. A niech mnie. Katherine Agnes Kavanagh
zamienia się w Anastasię Rose Steele. Patrzy na mnie rozanielonym
wzrokiem. Nigdy dotąd nie widziałam u niej takiej reakcji
na mężczyznę. Opada mi szczęka. Kim jesteś i co zrobiłeś z moją
Kate?
– Och, Ana – zachłystuje się. – On jest taki... No w ogóle...
A kiedy my... och... no naprawdę... – Fatalnie, nie potrafi sklecić
jednego porządnego zdania.
– Chyba próbujesz mi powiedzieć, że go lubisz.
Kiwa głową, szczerząc się jak wariatka.
– I spotykam się z nim w sobotę. Pomoże nam
w przeprowadzce. – Klaszcze w dłonie, zrywa się z sofy i tanecznym
krokiem podchodzi do okna.
Przeprowadzka. Jasny gwint, zupełnie o niej zapomniałam.
– To miłe z jego strony – przyznaję. Będę go miała okazję
lepiej poznać. Może dzięki niemu choć trochę zrozumiem jego
dziwnego, niepokojącego brata.
– No więc co robiliście wczoraj wieczorem? – pytam.
Przechyla głowę i unosi brwi, posyłając mi spojrzenie w stylu
„a jak myślisz, głupia?”.
– Mniej więcej to, co wy, tyle że najpierw zjedliśmy kolację.
– Uśmiecha się szeroko. – Naprawdę wszystko w porządku?
Sprawiasz wrażenie przytłoczonej.
– Bo tak się czuję. Christian jest bardzo absorbujący.
– Taa, zdążyłam zauważyć. Ale był dla ciebie dobry?
– Tak – uspokajam ją. – Jestem głodna jak wilk, mam coś
ugotować?
Kate kiwa głową i podnosi dwie kolejne książki
do spakowania.
– Co chcesz zrobić z tymi książkami za czternaście patyków?
– pyta.
– Zwrócić mu.
– Poważnie?
– Przesadził z tym prezentem. Nie mogę ich przyjąć,
zwłaszcza teraz. – Uśmiecham się do Kate, a ona kiwa głową.
– Rozumiem. Przyszło do ciebie parę listów, no i wydzwania
José. Chyba jest zdesperowany.
– Zadzwonię do niego – rzucam wymijająco. Jeśli powiem
Kate o José, zrobi z niego kotlet mielony. Biorę ze stołu listy
i otwieram je. – Hej, mam rozmowy w sprawie stażu! Za tydzień
w Seattle!
– W którym wydawnictwie?
– W obu!
– Mówiłam ci, że z twoją średnią wszystkie drzwi będą stały
otworem, Ana.
Kate, naturalnie, załatwiła już sobie staż w „Seattle Times”.
Jej ojciec ma znajomego, który też ma znajomego.
– Co sądzi Elliot o twoim wyjeździe? – pytam.
Kate wchodzi do kuchni i po raz pierwszy tego wieczoru
wygląda na niepocieszoną.
– Rozumie to. Trochę nie mam ochoty jechać, ale
perspektywa dwutygodniowego wygrzewania się w słońcu jest
bardzo kusząca. Poza tym mama uważa, że to będą nasze ostatnie
prawdziwe rodzinne wakacje, zanim Ethan i ja odpłyniemy do świata
stałych posad i pensji.
Nigdy nie byłam za granicą. Kate całe dwa tygodnie spędzi
razem z rodzicami i bratem na Barbadosie. W naszym nowym
mieszkaniu zamieszkam na razie sama. Dziwnie będzie. Ethan przed
rokiem ukończył studia i od tamtej pory podróżuje po świecie.
Ciekawe, czy się z nim spotkam przed ich wyjazdem na wakacje.
Jest przesympatyczny. Dzwoni telefon, wyrywając mnie z zadumy.
– To pewnie José.
Wzdycham. Wiem, że muszę z nim porozmawiać. Podnoszę
słuchawkę.
– Cześć.
– Ana, wróciłaś! – woła z ulgą.
– Na to wygląda. – Mój głos przepełniony jest sarkazmem.
Przewracam oczami.
Przez chwilę milczy.
– Możemy się spotkać? Przepraszam za piątkowy wieczór.
Byłem pijany... a ty... no... Ana, proszę, wybacz mi.
– Oczywiście, że ci wybaczam, José. Po prostu więcej tego
nie rób. Wiesz, że nie żywię wobec ciebie takich akurat uczuć.
Wzdycha ciężko i ze smutkiem.
– Wiem, Ana. Sądziłem, że jeśli cię pocałuję, to może twoje
uczucia ulegną zmianie.
– José, bardzo cię kocham i jesteś dla mnie kimś naprawdę
ważnym. Jesteś jak brat, którego nie mam. I to nie ulegnie zmianie.
Wiesz o tym. – Strasznie mi przykro, że muszę go rozczarować, ale
taka jest prawda.
– Więc teraz jesteś z nim? – W jego głosie słychać pogardę.
– José, nie jestem z nikim.
– Ale spędziłaś z nim noc.
– To nie twoja sprawa!
– Chodzi o pieniądze?
– José! Jak śmiesz?! – krzyczę zdumiona jego zuchwałością.
– Ana – jęczy i od razu mnie przeprasza. Nie jestem teraz
w stanie radzić sobie z jego małostkową zazdrością. Wiem, że czuje
się zraniony, ale mam wystarczająco dużo na głowie.
– Może pójdziemy jutro na kawę, co? Zadzwonię – mówię
pojednawczo. To mój przyjaciel i bardzo go lubię. Ale w tej akurat
chwili to wszystko nie jest mi potrzebne.
– No to do jutra. Zadzwonisz? – Nadzieja w jego głosie
sprawia, że czuję ściskanie w sercu.
– Tak... dobranoc, José. – Rozłączam się, nie czekając na jego
odpowiedź.
– A co to wszystko miało znaczyć? – pyta ostro Katherine,
stojąc z rękami na biodrach. Wygląda jeszcze bardziej nieustępliwie
niż zazwyczaj, więc uznaję, że najlepszą polityką będzie szczerość.
– W piątek się do mnie przystawiał.
– José? I na dodatek Christian Grey? Ana, twoje feromony
szaleją. Co sobie ten głupiec myślał? – Kręci głową z niesmakiem
i wraca do pakowania.
Trzy kwadranse później przerywamy pakowanie na rzecz
specjalności lokalu, mojej lasagne. Kate otwiera butelkę wina,
siadamy pośród kartonów i skrzynek, by jeść, pić tanie wino
i oglądać badziewne programy w telewizji. Normalność. Tak mile
widziana po czterdziestu ośmiu godzinach... szaleństwa. Jem
spokojnie i nikt mnie do tego nie zmusza. Co on ma z tym
jedzeniem? Kate sprząta po kolacji, a ja kończę w salonie pakowanie.
Została nam sofa, telewizor i stół. Czego jeszcze możemy
potrzebować? Tylko kuchni i naszych sypialni, a na ich spakowanie
mamy resztę tygodnia.
Dzwoni telefon. To Elliot. Kate mruga do mnie i czmycha
do swojego pokoju, jakby miała czternaście lat. Wiem, że powinna
teraz pisać mowę pożegnalną, ale wygląda na to, że Elliot jest
ważniejszy. Co ci Greyowie mają w sobie? Co sprawia, że są
rozpraszający, nieokiełznani i nie można się im oprzeć? Upijam
kolejny łyk wina.
Skaczę po kanałach telewizyjnych i w sumie mam
świadomość, że tylko odwlekam to, co nieuchronne. Czerwoną
dziurę w mojej torbie wypala ta umowa. Mam dość sił, aby ją dzisiaj
przeczytać?
Chowam twarz w dłoniach. José i Christian, obaj czegoś ode
mnie chcą. Z tym pierwszym łatwo sobie poradzę. Ale Christian...
Christian to zupełnie inna sprawa. Po trochu mam ochotę uciec i się
ukryć. I co mam zrobić? Oczami wyobraźni widzę te jego płonące
szare oczy i mięśnie w moim ciele natychmiast się zaciskają.
Wciągam gwałtownie powietrze. Nawet go tu nie ma, a ja się
podniecam. To niemożliwe, aby chodziło tylko o seks, prawda?
Przypomina mi się jego łagodne przekomarzanie się podczas
śniadania, radość wywołana tym, że tak mi się podobał lot
śmigłowcem, gra na fortepianie, ta słodka i jakże smutna muzyka.
To taka złożona postać. A teraz znam choć część powodów.
Młody chłopak pozbawiony okresu dojrzewania, seksualnie
wykorzystywany przez jakąś podłą Mrs Robinson... Nic dziwnego,
że zachowuje się, jakby był starszy, niż jest. Serce przepełnia mi
smutek na myśl o tym, przez co musiał przejść. Zbyt jestem naiwna,
aby wiedzieć dokładnie przez co, ale zrobię research i trochę mnie
oświeci. Tylko czy rzeczywiście chcę wiedzieć? Chcę wejść do jego
świata, o którym nie wiem zupełnie nic?
Gdybym go nie poznała, pozostawałabym w błogiej
nieświadomości. Moje myśli biegną ku zeszłej nocy i dzisiejszemu
porankowi... i tym niezwykłym zmysłowym doświadczeniom, które
dane mi było przeżyć. Czy chcę się z tym pożegnać? „Nie!” –
krzyczy podświadomość... Moja wewnętrzna bogini kiwa głową,
wyjątkowo się z nią zgadzając.
Kate wraca niespiesznie do salonu, uśmiechając się od ucha
do ucha. A może ona się zakochała? Gapię się na nią z otwartymi
ustami. Nigdy dotąd się tak nie zachowywała.
– Ana, idę do łóżka. Zmęczona jestem.
– Ja też, Kate.
Przytula mnie.
– Cieszę się, że wróciłaś w jednym kawałku. W Christianie
jest coś takiego... – dodaje cicho, ze skruchą.
Obdarzam ją bladym uśmiechem, jednocześnie myśląc: skąd
ona, do diaska, wie? To musi być ta intuicja, dzięki której moja
przyjaciółka zostanie świetnym dziennikarzem.
Biorę torebkę i powolnym krokiem udaję się do sypialni.
Jestem zmęczona naszymi wszystkimi cielesnymi igraszkami
i koszmarnym dylematem, z którym muszę się zmierzyć. Siadam
na łóżku i ostrożnie wyjmuję z torby szarą kopertę, a potem obracam
ją w dłoniach. Czy naprawdę chcę poznać zakres deprawacji
Christiana? To takie przytłaczające. Wzdycham głęboko i z sercem
w gardle rozrywam kopertę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz