19 maja 2013

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY


Mama ściska mnie mocno.
– Podążaj za głosem serca, skarbie, i proszę, postaraj się
za dużo wszystkiego nie analizować. Odpręż się i baw się dobrze.
Jesteś taka młoda. Możesz tak wiele w życiu doświadczyć, musisz
jedynie być otwarta. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze – szepcze
mi do ucha, a potem całuje włosy.
– Och, mamo. – Gdy tulę się do niej, w moich oczach
wzbierają gorące, niechciane łzy.
– Skarbie, znasz to powiedzenie. Trzeba pocałować wiele
żab, nim trafi się na księcia.
Posyłam jej krzywy, słodko-gorzki uśmiech.
– Chyba pocałowałam księcia, mamo. Mam nadzieję, że nie
przemieni się w żabę.
Uśmiecha się do mnie z pełnią matczynej, bezwarunkowej
miłości i gdy jeszcze raz się do niej przytulam, zdumiewa mnie siła
uczucia, jakie względem niej żywię.
– Ana, wywołują twój lot. – W głosie Boba słychać niepokój.
– Odwiedzisz mnie, mamo?
– Oczywiście, kotku, niedługo. Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Gdy mnie puszcza, oczy ma czerwone od powstrzymywanych
łez. Nie chcę jej zostawiać. Ściskam na pożegnanie Boba i odwracam
się, kierując do wyjścia – dzisiaj nie mam czasu na salonik dla
pierwszej klasy. Nie oglądam się za siebie, ale kosztuje mnie to
mnóstwo wysiłku. W końcu się poddaję... i widzę, że Bob tuli mamę,
która rzewnie płacze. Nie potrafię już dłużej się powstrzymywać.
Opuszczam głowę i idę dalej, ze wzrokiem utkwionym w błyszczącej
białej posadzce, niewiele widząc przez cały wodospad łez.
Na pokładzie, w luksusie pierwszej klasy, siadam na swoim
miejscu i próbuję wziąć się w garść. Zawsze czuję ból, żegnając się
z mamą... Jest roztrzepana, niezorganizowana, ale od niedawna
wnikliwa, no i mnie kocha. Bezwarunkowa miłość – właśnie na to
zasługuje każde dziecko. Marszczę brwi, wyjmuję BlackBerry
i patrzę na niego z przygnębieniem.
Co Christian wie o miłości? Wygląda na to, że we wczesnym
dzieciństwie nie otrzymał tego bezwarunkowego uczucia, do którego
miał prawo. Ściska mi się serce i przez głowę przelatują słowa mojej
matki: „Tak, Ana. Do diaska, czego potrzebujesz? Neonu na jego
czole?”. Ona uważa, że Christian mnie kocha, no ale to przecież
moja matka, oczywiście, że tak myśli. Uważa też, że zasługuję
na wszystko, co najlepsze. Marszczę brwi. To prawda i w chwili
zaskakującej jasności umysłu widzę to. Bardzo proste: pragnę jego
miłości. Potrzebuję tego, aby Christian Grey mnie kochał. Dlatego
właśnie jestem tak bardzo powściągliwa w kwestii naszego związku
– ponieważ na jakimś podstawowym poziomie odnajduję w sobie
potrzebę bycia kochaną.
A z powodu jego pięćdziesięciu odcieni ja się powstrzymuję.
BDSM to oderwanie od prawdziwego problemu. Seks jest
niesamowity, Christian jest zamożny, jest piękny, ale to wszystko
bez miłości zupełnie się nie liczy, a najgorsze, że nie wiem, czy on
w ogóle jest zdolny do miłości. Nie kocha nawet samego siebie.
Przypomina mi się, jak mówił, że JEJ miłość to jedyna forma tego
uczucia, jaką uznał za dopuszczalną. Karany – chłostany, bity
i co tam jeszcze mu robiła – czuje, że nie zasługuje na miłość. Jak on
tak może? Dlaczego? Prześladują mnie jego słowa: „Niełatwo
dorastać w idealnej rodzinie, kiedy sam jesteś daleki od ideału”.
Zamykam oczy, wyobrażając sobie jego ból, i zupełnie nie
jestem w stanie go pojąć. Cierpnie mi skóra na myśl, że być może
ujawniłam zbyt wiele. Co takiego wyznałam Christianowi przez sen?
Jakie sekrety ujawniłam?
Przyglądam się BlackBerry i mam cichutką nadzieję, że może
on udzieli mi odpowiedzi. W sumie nie dziwi mnie fakt, że okazuje
się mało rozmowny. Ponieważ jeszcze nie wystartowaliśmy,
postanawiam napisać do mojego Szarego.

Nadawca: Anastasia Steele
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011, 12:53 EST
Adresat: Christian Grey
Szanowny Panie Grey, Po raz kolejny zajmuję miejsce w pierwszej
klasie, za co dziękuję. Odliczam minuty do naszego wieczornego
spotkania, kiedy być może uda mi się wydobyć z Ciebie prawdę
na temat moich sennych wyznań. Twoja Ana x

Nadawca: Christian Grey
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011, 09:58
Adresat: Anastasia Steele
Anastasio, czekam niecierpliwie na nasze spotkanie.
Christian Grey Prezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.

Marszczę brwi. Napisał zwięźle i formalnie, nie dowcipnie,
jak ma w zwyczaju.

Nadawca: Anastasia Steele
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011, 13:01 EST
Adresat: Christian Grey
Najdroższy Panie Grey, Mam nadzieję, że wszystko w porządku
odnośnie do „sytuacji”. Ton Twojego mejla mnie martwi. Ana x

Nadawca: Christian Grey
Temat: W drodze do domu
Data: 3 czerwca 2011, 10:04
Adresat: Anastasia Steele
Anastasio, „Problem” mógłby być mniejszy. Już wystartowałaś? Jeśli
tak, to nie powinnaś pisać mejli. Narażasz się na ryzyko, co stanowi
naruszenie zasady odnoszącej się do Twojego bezpieczeństwa.
Mówiłem poważnie o karach.
Christian Grey Grey Enterprises Holdings, Inc.

Cholera. Okej. Jezu. Co go ugryzło? Może „problem”? Może
Taylor oddalił się bez zezwolenia, może stracił kilka milionów
na giełdzie.

Nadawca: Anastasia Steele
Temat: Zbyt silna reakcja
Data: 3 czerwca 2011, 13:06 EST
Adresat: Christian Grey
Szanowny Panie Zrzędo,Drzwi samolotu są jeszcze otwarte. Mamy
opóźnienie, ale tylko dziesięciominutowe. Ja i moi współpasażerowie
mamy zagwarantowane bezpieczeństwo. Możesz więc schować
swoją świerzbiącą rękę. Panna Steele

Nadawca: Christian Grey
Temat: Przepraszam – świerzbiąca ręka schowana
Data: 3 czerwca 2011, 10:08
Adresat: Anastasia Steele
Tęsknię za Tobą i Twoją niewyparzoną buzią, Panno Steele. Wracaj
bezpiecznie do domu.
Christian Grey Prezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.

Nadawca: Anastasia Steele
Temat: Przeprosiny przyjęte
Data: 3 czerwca 2011, 13:10 EST
Adresat: Christian Grey
Drzwi właśnie się zamykają. Nie usłyszysz kolejnego piknięcia ode
mnie, zwłaszcza że cierpisz na głuchotę. Na razie. Ana x

Wyłączam BlackBerry, nie potrafiąc pozbyć się niepokoju.
Coś się dzieje z Christianem. Być może „problem” wymknął się spod
kontroli. Opieram się i zerkam na luk bagażowy pod sufitem, gdzie
znajduje się mój plecak. Rano udało mi się, z pomocą mamy, kupić
Christianowi mały prezent w podziękowaniu za pierwszą klasę
i szybowanie. Uśmiecham się na wspomnienie szybowca – to
dopiero była frajda. Nie wiem jeszcze, czy dam mu swój niemądry
prezent. Może go uznać za dziecinny – a jeśli będzie w dziwnym
nastroju, to może nie. Czekam niecierpliwie na powrót, ale
jednocześnie boję się tego, co mnie czeka na końcu podróży. Gdy
w myślach rozważam wszystkie scenariusze dotyczące istoty
„problemu”, dociera do mnie, że po raz kolejny fotel obok mnie
pozostał pusty. Kręcę głową, gdy pojawia się w niej myśl,
że Christian mógł wykupić miejsce sąsiadujące z moim, żebym nie
mogła z nikim rozmawiać. Uznaję ten pomysł za absurdalny – nikt
chyba nie byłby aż tak kontrolujący, aż tak zazdrosny. Zamykam
oczy, gdy samolot jedzie w stronę pasa startowego.
Osiem godzin później pojawiam się w hali przylotów lotniska
Sea-Tac. I widzę Taylora, który czeka z kartką z napisem PANNA
A. STEELE. No wiecie co! Ale miło go widzieć.
– Witaj, Taylorze.
– Panno Steele. – Pomimo oficjalnego tonu w jego
brązowych oczach dostrzegam cień uśmiechu. Wygląda jak zawsze
nienagannie: elegancki grafitowy garnitur, biała koszula i grafitowy
krawat.
– Wiem, jak wyglądasz, Taylorze, nie musisz mieć kartki,
i nalegam, abyś mówił do mnie Ana.
– Ana. Mogę wziąć pani bagaż?
– Nie, dam sobie radę. Dziękuję.
Zaciska usta.
– A-ale, jeśli lepiej się poczujesz, gdy ode mnie weźmiesz... –
dukam.
– Dziękuję. – Bierze ode mnie plecak i nową walizkę
na kółkach z ubraniami, które kupiła mi mama. – Tędy, proszę pani.
Wzdycham. Jest taki grzeczny. Pamiętam, choć to akurat
wolałabym wymazać z pamięci, że ten mężczyzna kupił mi bieliznę.
Właściwie – i ta myśl napawa mnie niepokojem – to jedyny
mężczyzna, który kupił mi bieliznę. Nawet Ray nigdy nie musiał
tego doświadczać. Idziemy w milczeniu do czarnego audi stojącego
na lotniskowym parkingu. Otwiera przede mną drzwi. Wsiadam,
zastanawiając się, czy włożenie takiej krótkiej spódnicy to był dobry
pomysł. W Georgii było to mile widziane i cool. Tutaj czuję się
obnażona. Taylor wkłada moje rzeczy do bagażnika i ruszamy
w stronę Escali.
Jedziemy wolno z powodu popołudniowych korków. Taylor
skupia się na drodze. Powiedzieć o nim, że jest małomówny, to
niedopowiedzenie roku.
Nie mogę dłużej znieść ciszy.
– Co u Christiana, Taylorze?
– Pan Grey jest zatroskany, panno Steele.
Och, to pewnie przez ten „problem”.
– Zatroskany?
– Tak, proszę pani.
Marszczę brwi, a Taylor zerka w lusterko wsteczne i nasze
spojrzenia się krzyżują. Nic więcej nie mówi. Jezu, potrafi być
równie lakoniczny jak sam Pan Kontroler.
– Dobrze się czuje?
– Myślę, że tak, proszę pani.
– Wolisz nazywać mnie panną Steele?
– Tak, proszę pani.
– Och, w porządku.
Cóż, dalej podróżujemy w milczeniu. Zaczynam uważać,
że niedawna uwaga Taylora na temat tego, że Christian był nie
do zniesienia, to anomalia. Być może teraz jest tym zażenowany,
martwi się, że zachował się nielojalnie. Ta cisza jest paraliżująca.
– Mógłbyś włączyć jakąś muzykę?
– Oczywiście, proszę pani. Na co ma pani ochotę?
– Coś uspokajającego.
Widzę, jak uśmiech przemyka po jego twarzy, gdy nasze
spojrzenia ponownie spotykają się na chwilę w lusterku.
– Dobrze, proszę pani.
Wciska kilka guzików na kierownicy i przestrzeń między
nami wypełniają dźwięki Kanonu Pachelbela. O tak... tego mi
właśnie trzeba.
– Dziękuję. – Opieram się wygodnie, gdy jedziemy powoli
autostradą numer 5.
Dwadzieścia pięć minut później zatrzymuje się przed
imponującym wejściem do Escali.
– Proszę wejść, panno Steele – mówi, przytrzymując mi
drzwi. – Ja wniosę bagaże. – Wyraz twarzy ma łagodny, ciepły,
wręcz dobroduszny.
Jezu... Wujek Taylor, co za myśl.
– Dziękuję, że po mnie wyjechałeś.
– Cała przyjemność po mojej stronie, panno Steele – mówi
z uśmiechem.
Wchodzę do budynku. Portier kiwa głową i macha ręką.
Gdy wjeżdżam na trzydzieste piętro, w moim żołądku harcuje
tysiąc motyli. Czemu się tak denerwuję? Wiem – bo nie mam
pojęcia, w jakim nastroju będzie Christian. Moja wewnętrzna bogini
ma nadzieję na jeden konkretny nastrój; podświadomość, tak jak
i mnie, zżerają nerwy.
Drzwi windy rozsuwają się i wychodzę do holu. Dziwne, nie
ma Taylora. Ach tak, parkuje samochód. Christian znajduje się
w wielkim salonie. Rozmawia cicho przez BlackBerry, spoglądając
przez szklane drzwi na wieczorną panoramę Seattle. Ma na sobie
szary garnitur z rozpiętą marynarką i przeczesuje palcami włosy.
Widać, że jest spięty. O nie, co się stało? Spięty czy nie, i tak
przyjemnie się na niego patrzy. Jak on może wyglądać tak...
frapująco?
– Ani śladu... Okej... Tak. – Odwraca się i na mój widok
zupełnie się zmienia. Spięcie zamienia się w ulgę, a ona w coś
jeszcze: coś, co dociera bezpośrednio do mojej wewnętrznej bogini,
pełnia zmysłowości.
Zasycha mi w ustach i w moim ciele zaczyna kiełkować
pożądanie...
– Informuj mnie na bieżąco – warczy i rozłącza się, a potem
rusza w moją stronę.
Stoję jak sparaliżowana, gdy pokonuje dzielącą nas
odległość, pożerając mnie wzrokiem... Do diaska... coś jest nie
w porządku – napięcie widoczne na linii żuchwy, niepokój w oczach.
Pozbywa się marynarki, rozwiązuje ciemny krawat i rzuca je na sofę.
A potem bierze mnie w ramiona, przytula mocno, szybko chwyta
mój kucyk, żeby odchylić mi głowę i całuje mnie tak, jakby od tego
zależało jego życie. O co, do licha, chodzi? Ściąga mi z włosów
gumkę – boli trochę, ale mam to gdzieś. W jego pocałunku jest coś
desperackiego i pierwotnego. On mnie potrzebuje, bez względu
na powód, właśnie teraz, a ja jeszcze nigdy nie czułam się tak
upragniona i pożądana. Oddaję mu pocałunek z równym ferworem,
wplatając palce w jego włosy. Nasze języki owijają się wokół siebie
i wybucha między nami ogień. Christian smakuje bosko, a jego
zapach – żel pod prysznic i on sam – jest niezwykle podniecający.
Odrywa usta od mych warg i wpatruje się we mnie, ogarnięty jakimś
nienazwanym uczuciem.
– Co się stało? – pytam bez tchu.
– Tak się cieszę, że wróciłaś. Chodź ze mną pod prysznic,
od razu.
Nie potrafię zdecydować, czy to prośba, czy polecenie.
– Dobrze – odpowiadam szeptem, a on bierze mnie za rękę
i prowadzi do sypialni, stamtąd zaś do łazienki.
Tam wreszcie mnie puszcza i odkręca wodę w zdecydowanie
za dużej kabinie prysznicowej. Odwraca się powoli i mierzy mnie
uważnym spojrzeniem.
– Podoba mi się twoja spódnica. Jest bardzo krótka – mówi
niskim głosem. – Masz świetne nogi.
Zdejmuje buty, a potem skarpetki, przez cały czas nie
spuszczając ze mnie wzroku. Głód w jego oczach sprawia, że głos
więźnie mi w gardle. O rany... być tak pożądaną przez tego
greckiego boga... Zdejmuję czarne buty na płaskim obcasie. Nagle
podchodzi do mnie i opiera mnie o ścianę. Całuje moje usta, twarz,
szyję... zanurzając palce w moich włosach. Czuję na plecach
chłodne, gładkie płytki na ścianie, gdy tak napiera na mnie.
Niepewnie kładę mu ręce na ramionach, a z jego gardła wydobywa
się jęk.
– Pragnę cię teraz. Tutaj... szybko, ostro – dyszy, a dłonie ma
już na moich udach, podciągając spódnicę. – Krwawisz jeszcze?
– Nie. – Rumienię się.
– To dobrze.
Kciuki wsuwa za gumkę białych bawełnianych majtek
i pociąga je w dół, opadając na kolana. Spódnicę mam podciągniętą
do góry i jestem naga od pasa w dół. Ciężko dyszę, owładnięta
pragnieniem. Chwyta moje biodra, ponownie opierając mnie
o ścianę, i całuje uda. Opuszcza na nie dłonie i zmusza mnie
do rozchylenia nóg. Jęczę głośno, czując, jak językiem zatacza kółka
wokół łechtaczki. O rany. Bezwiednie odchylam głowę i jęczę,
a moje palce same odnajdują drogę do jego włosów.
Jego język jest nieustępliwy, silny i uparty. Ta intensywność
doznań jest niemal bolesna. Moje ciało zaczyna się naprężać, a on
mnie puszcza. Co? Nie! Oddech mam urywany i wpatruję się
w niego z rozkosznym wyczekiwaniem. Bierze w obie ręce moją
twarz i całuje mocno, wciskając mi język do ust, abym posmakowała
własnego pożądania. Rozpina rozporek, uwalnia naprężoną męskość,
chwyta za uda i unosi.
– Opleć mnie nogami w pasie, mała – nakazuje.
Tak robię, a ramiona zarzucam mu na szyję. Porusza się
szybko i ostro, wypełniając mnie sobą. Ach! Wciąga głośno
powietrze, a ja wydaję jęk. Trzymając moje pośladki, wbijając palce
w miękkie ciało, zaczyna się poruszać, najpierw powoli,
w jednostajnym tempie... ale po chwili przyspiesza... szybciej
i szybciej. Aaaach! Odchylam głowę i koncentruję się na tym
nieziemskim doznaniu... a on wypełnia mnie... głębiej, wyżej...
a kiedy nie jestem w stanie znieść ani odrobiny więcej, eksploduję
wokół niego, opadając spiralnie ku intensywnemu, nieokiełznanemu
orgazmowi. Z gardła Christiana wydobywa się niski jęk i chwilę
później skrywa twarz na mojej szyi, doznając spełnienia.
Oddech ma urywany, ale całuje mnie czule, nie ruszając się,
nadal wewnątrz mnie, a ja mrugam i patrzę niewidzącym wzrokiem
w jego oczy. Po dłuższej chwili delikatnie wysuwa się ze mnie
i trzyma mocno, gdy opuszczam stopy na podłogę. Łazienka jest cała
zaparowana i gorąca. Czuję, że mam na sobie zbyt dużo ubrań.
Chyba się cieszysz na mój widok – mówię z nieśmiałym
uśmiechem.
Kąciki jego ust unoszą się lekko.
– Tak, panno Steele, myślę, że moja radość jest dość
oczywista. Chodź, zabiorę cię pod prysznic.
Wyciąga spinki z mankietów, rozpina trzy guziki koszuli,
po czym ściąga ją przez głowę i rzuca na podłogę. Obok niej
po chwili lądują spodnie i bokserki. Zaczyna rozpinać guziki przy
mojej bluzce, a ja mu się przyglądam, pragnąc wyciągnąć rękę
i dotknąć jego klatki piersiowej. Powstrzymuję się jednak.
– Jak podróż? – pyta grzecznie. Wydaje się teraz znacznie
spokojniejszy.
– Dobrze, dziękuję – mruczę. – Jeszcze raz dzięki za pierwszą
klasę. Naprawdę przyjemniej podróżuje się w taki sposób. –
Uśmiecham się nieśmiało. – Mam ci coś do powiedzenia – dodaję
nerwowo.
– Och? – Podnosi na mnie wzrok, gdy odpina ostatni guzik.
Chwilę później bluzka ląduje na jego ubraniach.
– Dostałam pracę.
Nieruchomieje, następnie uśmiecha się do mnie. Spojrzenie
ma ciepłe i łagodne.
– Moje gratulacje, panno Steele. Teraz powiesz mi w końcu
gdzie? – pyta żartobliwie.
– Nie wiesz?
Kręci głową, marszcząc brwi.
– A skąd miałbym wiedzieć?
– Przy twoich zapędach prześladowczych, sądziłam,
że mógłbyś... – urywam, gdy Christianowi rzednie mina.
– Anastasio, nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby się
wtrącać w twoje sprawy zawodowe, chyba że byś mnie o to,
naturalnie, poprosiła. – Wygląda na urażonego.
– Więc nie wiesz, jakie to wydawnictwo?
– Nie. Wiem tyle, że w Seattle są cztery, więc zakładam, że to
jedno z nich.
– SIP.
– Och, to małe, świetnie. Dobra robota. – Nachyla się i całuje
mnie w czoło. – Bystra dziewczynka. Kiedy zaczynasz?
– W poniedziałek.
– Tak szybko? Wobec tego lepiej wykorzystam twoją
obecność, dopóki mogę. Odwróć się.
Tak też robię. Rozpina mi stanik i zamek przy spódnicy.
Pociąga materiał w dół, całując mnie przy tym w ramię. Nachyla się
i zanurza nos w moich włosach i głęboko oddycha. Dłonie zaciska
na moich pośladkach.
– Odurzasz mnie, panno Steele, i mnie uspokajasz. Cóż
za uderzające do głowy połączenie. – Całuje moje włosy. Bierze
mnie za rękę i ciągnie pod prysznic.
– Au! – piszczę. Woda mnie parzy. Christian uśmiecha się,
gdy ukrop spływa po nim kaskadami.
– To tylko odrobina gorącej wody.
I prawdę mówiąc, ma rację. Bosko się czuję, zmywając
z siebie lepki poranek w Georgii i lepkość po naszym seksie.
– Odwróć się – nakazuje, a ja posłusznie robię, co mi każe,
odwracając się twarzą do ściany. – Chcę cię umyć – mruczy i sięga
po żel. Wyciska trochę na dłoń.
– Muszę powiedzieć ci coś jeszcze – podejmuję, gdy jego
dłonie zaczynają od moich ramion.
– Tak? – pyta spokojnie.
Biorę głęboki oddech.
– Mój przyjaciel José, ten fotograf, ma w czwartek otwarcie
wystawy w Portland.
Nieruchomieje z dłońmi nad moimi piersiami. Podkreśliłam
słowo „przyjaciel”.
– Tak, no i co w związku z tym? – pyta surowo.
– Powiedziałam, że przyjadę. Masz ochotę wybrać się
ze mną?
Po długiej chwili, która wydaje się trwać całe wieki, zaczyna
mnie znowu myć.
– Na którą?
– Na siódmą trzydzieści.
Całuje mnie w ucho.
– Dobrze.
Moja podświadomość odpręża się, a potem pada na stary,
wygodny fotel.
– Bałaś się mnie zapytać?
– Tak. Skąd wiesz?
– Anastasio, twoje całe ciało właśnie się rozluźniło –
stwierdza sucho.
– Cóż, bo ty jesteś, eee... zazdrosny.
– Owszem, jestem – odpowiada surowo. – A ty lepiej o tym
pamiętaj. Ale dziękuję, że zapytałaś. Weźmiemy Charliego Tango.
Och, chodzi mu o śmigłowiec, głuptas ze mnie. I znowu
latanie... fajnie! Uśmiecham się szeroko.
– Mogę cię umyć? – pytam.
– Nie sądzę – odpowiada i całuje delikatnie w szyję, chcąc
złagodzić ukłucie, jakie niesie ze sobą ta odmowa.
– Czy kiedyś pozwolisz mi się dotknąć? – pytam śmiało.
Ponownie nieruchomieje, z ręką na mojej pupie.
– Połóż dłonie na ścianie, Anastasio. Mam zamiar znowu cię
posiąść – mruczy mi do ucha.
Chwyta moje biodra i już wiem, że rozmowa dobiegła końca.
Później siedzimy w szlafrokach przy barze śniadaniowym,
posiliwszy się wybornym spaghetti alle vongole, które nam zostawiła
pani Jones.
– Jeszcze wina? – pyta Christian.
– Odrobinę. – Sancerre jest orzeźwiające i przepyszne.
Christian nalewa sobie i mnie. – A jak tam, eee... problem, który
kazał ci wrócić do Seattle? – pytam niepewnie.
Marszczy brwi.
– Nierozwiązany – odpowiada niechętnie. – Ale ty się nie
musisz niczym przejmować, Anastasio. Mam względem ciebie plany
na dzisiejszy wieczór.
– Och?
– Tak. Chcę, abyś za piętnaście minut czekała gotowa
w moim pokoju zabaw. – Wstaje i obrzuca mnie uważnym
spojrzeniem. – Możesz się przygotować w swoim pokoju. Nawiasem
mówiąc, szafa jest teraz pełna ubrań dla ciebie. I nie chcę słyszeć
żadnego sprzeciwu. – Mruży oczy, rzucając mi wyzwanie. Kiedy nic
nie mówię, oddala się do gabinetu.
Ja? Sprzeciw? Wobec ciebie, mój Szary? Szkoda mojego
tyłka. Siedzę na stołku barowym oszołomiona, próbując przyswoić
ten strzęp informacji. Kupił mi ubrania. Przewracam teatralnie
oczami, doskonale wiedząc, że on mnie nie widzi. Samochód,
telefon, komputer... ubrania, następnym razem to będzie mieszkanie
i wtedy naprawdę stanę się jego kochanką.
„Dziwka!” – krzywi się moja podświadomość. Ignoruję ją
i udaję się na górę do swojego pokoju. A więc jest nadal mój...
dlaczego? Myślałam, że zgodził się na to, abym spała w jego łóżku.
Pewnie nie jest przyzwyczajony do dzielenia przestrzeni osobistej,
no ale ja też nie. Pocieszam się myślą, że przynajmniej mam gdzie
przed nim uciec.
Oglądam drzwi i widzę, że jest w nich zamek, ale nie ma
klucza. Ciekawe, czy pani Jones ma zapasowy. Zapytam ją o to.
Otwieram drzwi szafy i od razu je zamykam. O w mordę, wydał
majątek. Przypomina to garderobę Kate – tyle ubrań wiszących
schludnie na drążku. Wiem, że wszystko będzie leżeć jak ulał. Ale
nie mam czasu, żeby się nad tym zastanawiać – dzisiejszego
wieczoru muszę klęczeć w Czerwonym Pokoju... Bólu... albo
Przyjemności.
Klęczę przy drzwiach w samych majtkach. Serce mam
w gardle. Jezu, myślałam, że po łazience będzie miał dość. Ten
mężczyzna jest nienasycony, a może wszyscy są tacy jak on. Nie
mam pojęcia, nie mam go z kim porównać. Zamykam oczy i próbuję
się uspokoić, nawiązać połączenie z moją wewnętrzną uległą. Jest
tam gdzieś, chowając się za wewnętrzną boginią.
W moich żyłach krąży niepokój. Co on tym razem wymyśli?
Biorę głęboki, uspokajający oddech, ale nie jestem w stanie się tego
wyprzeć: jestem podekscytowana, podniecona i już wilgotna. To
takie... chcę myśleć, że niewłaściwe, ale przecież nie. Dla Christiana
właściwe. Tego właśnie on pragnie – a po kilku ostatnich dniach...
po wszystkim, co zrobił, muszę wziąć się w garść i zaakceptować
każdą jego zachciankę, każdą potrzebę.
Wspomnienie wyrazu jego twarzy, kiedy zjawiłam się tu
dzisiaj, pragnienie w jego oczach, zdecydowane kroki w moją stronę,
jakbym była oazą na pustyni... Zrobiłabym niemal wszystko, byle
znowu zobaczyć tę minę. Zaciskam uda na to rozkoszne
wspomnienie i przypomina mi się, że mam rozsunąć kolana. Tak też
robię. Jak długo każe mi czekać? To czekanie mnie dobija, dobija
mrocznym i zwodniczym pożądaniem. Rozglądam się szybko
po subtelnie oświetlonym pokoju: krzyż, stół, kanapa, ława... to
łóżko. Wydaje się takie duże. Zasłane jest czerwoną satyną. Czego
Christian użyje tym razem?
Drzwi otwierają się i wchodzi do środka, zupełnie mnie
ignorując. Szybko opuszczam wzrok, wpatrując się w dłonie
spoczywające na rozsuniętych udach. Kładzie coś na dużej komodzie
przy drzwiach, a potem zbliża się niespiesznie do łóżka. Pozwalam
sobie na szybkie spojrzenie na niego i serce niemal mi staje. Nie ma
na sobie nic z wyjątkiem tych miękkich, podartych dżinsów. Moja
podświadomość gorączkowo się wachluje, a wewnętrzna bogini
wygina się w jakimś pierwotnym, zmysłowym rytmie. Jest taka
gotowa. Oblizuję bezwiednie usta. Krew pulsuje mi w żyłach, gęsta
i przyprawiona nieobyczajnym pragnieniem. Co on zamierza mi
dzisiaj zrobić?
Christian odwraca się i nonszalancko wraca do komody.
Otwiera jedną z szuflad, po czym wyjmuje z niej jakieś przedmioty
i kładzie je na blacie. Zżera mnie ciekawość, ale opieram się pokusie
rzucenia na to okiem. Wreszcie staje przede mną. Widzę jego bose
stopy i pragnę wycałować ich każdy centymetr... przebiec językiem
po podbiciu, ssać każdy palec.
– Ślicznie wyglądasz – odzywa się.
Głowę mam opuszczoną, świadoma tego, że on na mnie
patrzy, gdy tymczasem ja jestem niemal zupełnie naga. Powoli
na moje policzki wypełza rumieniec. Christian nachyla się i chwyta
za brodę, zmuszając do uniesienia głowy.
– Piękna z ciebie kobieta, Anastasio. I jesteś cała moja –
mruczy. – Wstań. – Polecenie jest łagodne, pełne zmysłowej
obietnicy.
Wstaję niepewnie.
– Spójrz na mnie.
Ma spojrzenie Pana – zimne, twarde i cholernie seksowne,
siedem odcieni grzechu w jednym kuszącym spojrzeniu. W ustach
czuję suchość i wiem, że zrobię wszystko, co mi każe. Na jego
ustach błądzi niemal okrutny uśmiech.
– Nie podpisaliśmy umowy, Anastasio. Ale omówiliśmy
granice. I pragnę powtórzyć, że jest coś takiego jak hasła
bezpieczeństwa, okej?
O kuźwa... co on takiego zaplanował, że mogę potrzebować
tych haseł?
– Jakie są te hasła? – pyta apodyktycznie.
Marszczę lekko czoło.
– Jakie są hasła bezpieczeństwa, Anastasio? – pyta
niepokojąco powoli.
– „Żółty” – bąkam.
– I? – Usta ma zaciśnięte.
– „Czerwony” – wyrzucam z siebie.
– Zapamiętaj je.
Bezwiednie unoszę brew i już-już mam mu przypomnieć
o swojej średniej ocen, ale nagły lód w jego oczach sprawia, że głos
więźnie mi w gardle.
– Tutaj daruj sobie swoją niewyparzoną buzię, panno Steele.
W przeciwnym razie każę ci jej użyć do zrobienia mi loda.
Zrozumiano?
Przełykam ślinę. Okej. Mrugam szybko powiekami. Prawdę
mówiąc, bardziej mnie onieśmiela jego ton niż słowa, które
wypowiada.
– No więc?
– Tak, proszę pana – mamroczę pospiesznie.
– Grzeczna dziewczynka. – Wpatruje się we mnie. – Moim
zamiarem nie jest doprowadzenie do tego, abyś musiała użyć hasła
bezpieczeństwa, ponieważ będziesz czuć ból. To, co ci zrobię, będzie
intensywne. Bardzo intensywne i musisz mną pokierować.
Rozumiesz?
Niezupełnie. Intensywne? Wow.
– Chodzi o dotyk, Anastasio. Nie będziesz mnie widzieć ani
słyszeć. Ale będziesz mnie czuć.
Marszczę brwi – nie będę go słyszeć? Jak coś takiego ma się
udać? Christian odwraca się. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na to,
że nad komodą wisi eleganckie, czarne, matowe pudełko. Gdy macha
przed nim ręką, otwierają się drzwiczki, odsłaniając odtwarzacz CD
oraz rząd przycisków. Christian wciska kilka po kolei. Nic się nie
dzieje, ale on sprawia wrażenie zadowolonego. Kiedy odwraca się
znowu twarzą do mnie, na jego twarzy błąka się ten jego tajemniczy
uśmiech.
– Mam zamiar przywiązać cię do tego łóżka, Anastasio. Ale
najpierw zawiążę ci oczy i – pokazuje trzymanego w dłoni iPoda –
nie będziesz mnie słyszeć. Będziesz słyszeć jedynie muzykę, którą ci
puszczę.
Okej. Muzyczne interludium. Nie tego się spodziewałam.
Jezu, mam nadzieję, że to nie rap.
– Chodź. – Bierze mnie za rękę i prowadzi do antycznego
łóżka z czterema kolumienkami. Na każdym rogu przymocowano
metalowe łańcuchy ze skórzanymi kajdankami, błyszczące na tle
czerwonej satyny.
O rany, serce chyba wyskoczy mi z piersi, a w środku zżera
mnie pragnienie.
– Stań tutaj. – Staję twarzą do łóżka. On się nachyla i szepcze
mi do ucha: – Zaczekaj. Patrz na łóżko. Wyobrażaj sobie, że leżysz
na nim związana, zdana wyłącznie na moją łaskę.
Odchodzi na chwilę i słyszę, że bierze coś spod drzwi.
Wszystkie zmysły mam wyostrzone, zwłaszcza słuch. Wziął coś
z wieszaka z pejczami i batami. O kuźwa. Co on ma zamiar zrobić?
Czuję go za sobą. Zgarnia moje włosy, związuje w kucyk,
a potem zaczyna zaplatać warkocz.
– Choć podobają mi się twoje kucyki, Anastasio, trochę się
teraz niecierpliwię. Będzie musiał wystarczyć jeden. – Głos ma niski,
miękki.
Jego wprawne palce muskają czasami moje plecy i każdy
dotyk jest dla mnie słodkim elektrycznym porażeniem. Związuje
koniec gumką, a potem pociąga lekko za warkocz, tak że muszę
cofnąć się o krok. Pociąga raz jeszcze, aby mieć lepszy dostęp
do szyi. Nachyla się i muska ją nosem, a potem przesuwa językiem
i zębami od ucha aż do ramienia. Mruczy cicho, a dźwięk ten
rezonuje w mym ciele. Z mojego gardła wydobywa się jęk.
– Bądź cicho – mruczy z ustami przy mojej skórze. Wyciąga
przede mnie swoje ręce. W prawej trzyma pejcz.
– Dotknij go – szepcze i brzmi jak sam diabeł. W odpowiedzi
w moim ciele eksploduje ogień. Niepewnie unoszę rękę i muskam
długie rzemyki. Liczne rzemyki, wszystkie są wykonane z miękkiego
zamszu i mają na końcach małe koraliki. – Użyję tego. Nie będzie
bolało, ale sprawi, że krew będzie szybciej ci krążyć i skóra stanie się
bardzo wrażliwa.
Och, mówi, że nie będzie boleć.
– Jakie są hasła bezpieczeństwa, Anastasio?
– Eee... „żółty” i „czerwony”, proszę pana – szepczę.
– Grzeczna dziewczynka. Pamiętaj, najwięcej strachu kryje
się w głowie.
Rzuca pejcz na łóżko i kładzie dłonie na mojej talii.
– Nie będziesz ich potrzebować – mówi i zsuwa mi majtki.
Wychodzę z nich, opierając się o jedną z rzeźbionych kolumn. – Stój
nieruchomo – nakazuje i całuje mnie w pupę, a potem dwa razy kąsa.
– A teraz się połóż. Na plecach – dodaje, klepiąc mnie mocno
w pośladki.
Pospiesznie kładę się na twardym materacu. Satyna jest
miękka i chłodna.
– Ręce nad głowę – nakazuje, i tak właśnie robię.
Rany, moje ciało jest takie wygłodniałe.
Christian odwraca się i kątem oka dostrzegam, jak idzie
do komody, a potem wraca z iPodem, a także z czymś, co wygląda
jak maska na oczy, podobna do tej, której używałam podczas lotu
do Atlanty. Na tę myśl mam ochotę się uśmiechnąć, ale usta
odmawiają mi posłuszeństwa. Za bardzo jestem pochłonięta
oczekiwaniem. Z absolutnie nieruchomą twarzą wpatruję się w niego
szeroko otwartymi oczami.
Siada na skraju łóżka i pokazuje mi iPoda. Oprócz słuchawek
ma jakąś osobliwą antenkę. Dziwne. Marszczę brwi, próbując to
rozpracować.
– To przekazuje odtwarzaną przez iPoda muzykę
do odtwarzacza w pokoju – odpowiada Christian na moje
niewyartykułowane na głos pytanie. – Słyszę to samo, co ty, no
i mam jeszcze pilota. – Uśmiecha się tajemniczo i pokazuje mi małe,
płaskie urządzenie wyglądające jak jakiś modny kalkulator. Pochyla
się nade mną, delikatnie wkłada mi słuchawki do uszu
i przymocowuje iPoda gdzieś nad moją głową.
– Unieś głowę – mówi, a ja natychmiast wykonuję polecenie.
Powoli nakłada mi maskę i chwilę później jestem ślepa.
Gumka maski przytrzymuje słuchawki na miejscu. Nadal go słyszę,
choć dźwięk jest przytłumiony. Ogłusza mnie własny oddech –
płytki i urywany, odzwierciedlający moje podniecenie. Christian
ujmuje moją lewą rękę, wyciąga ją delikatnie w stronę rogu łóżka
i przytwierdza mi do nadgarstka skórzane kajdanki. Na koniec
przesuwa długimi palcami wzdłuż całej ręki. Och! Jego dotyk
wywołuje w mym ciele dreszcz. Słyszę, jak przechodzi na drugą
stronę, gdzie robi to samo z prawą ręką. Chyba zaraz wybuchnę.
Dlaczego to takie erotyczne?
Przechodzi na drugi koniec łóżka i chwyta moje kostki.
– Unieś głowę.
Spełniam jego polecenie, a on pociąga mnie za nogi, tak
że ręce mam wyciągnięte i uniesione nad głową. A niech to, nie
mogę nimi ruszać. Do podniecenia dołącza odrobina niepokoju, a ja
robię się jeszcze bardziej wilgotna. Jęczę. Christian rozsuwa mi nogi
i krępuje kajdankami najpierw prawą, potem lewą. I tak leżę
z rozłożonymi rękami i nogami, zupełnie bezbronna. To takie
irytujące, że go nie widzę. Intensywnie nasłuchuję... co on robi? I nie
słyszę nic oprócz swego oddechu i dudnienia serca.
Nagle iPod budzi się do życia. Gdzieś z wnętrza mojej głowy
dochodzi śpiew jednego anielskiego głosu, do którego niemal
natychmiast dołącza drugi, a potem kolejne – o święty Barnabo, to
chór niebiański – i śpiewając a cappella w mojej głowie jakiś
pradawny, pierwotny hymn. Co to, u licha, jest? Nigdy nie słyszałam
niczego podobnego. Coś niemal nieznośnie delikatnego ociera mi się
o szyję, przesuwa leniwie w dół, wokół piersi, pieszcząc mnie...
dotykając sutków. To takie nieoczekiwane. To futro! Futrzana
rękawiczka?
Christian przesuwa dłoń, niespiesznie i celowo, do mojego
brzucha, zatacza kółka wokół pępka, a potem od biodra do biodra,
a ja próbuję przewidzieć, gdzie dotknie w następnej kolejności... ale
ta muzyka... jest w mojej głowie... zabierając mnie... futro wzdłuż
włosów łonowych... pomiędzy nogami, wzdłuż ud, sunie po jednej
nodze... po drugiej... to prawie łaskocze... ale nie do końca... dołącza
więcej głosów... niebiański chór śpiewa różne partie, głosy mieszają
się słodko w melodyjnej harmonii, która nie przypomina niczego,
co miałam okazję słyszeć. Wychwytuję jedno słowo – „deus” –
i dociera do mnie, że śpiewają po łacinie. A futro przesuwa się teraz
wzdłuż moich rąk i wokół talii... do góry na piersi. Sutki mi
twardnieją pod tym delikatnym dotykiem... dyszę... zastanawiając
się, gdzie jego ręka powędruje w następnej kolejności. Nagle futro
znika i czuję na skórze rzemyki pejcza, jak przesuwają się, podążają
tym samym szlakiem, co futro, a tak trudno się skoncentrować
z muzyką w głowie... o rany... i nagle rzemyki znikają. A potem
niespodziewanie uderzają w mój brzuch.
– Aaa! – wołam. Zaskakuje mnie to, ale szczerze mówiąc –
nie boli. Uderza mnie raz jeszcze. Mocniej. – Aaa!
Chcę się ruszyć... uciec, albo powitać każdy cios... nie wiem
– to takie przytłaczające... Nie mogę ruszyć rękami... nogi mam
unieruchomione... a on znowu mnie uderza, tym razem w piersi.
Krzyczę. To słodka udręka – do zniesienia... przyjemna – nie, nie
od razu, ale gdy z każdym uderzeniem moja skóra śpiewa wraz
z muzyką, jestem wciągana w ciemne, mroczne części mojej
psychiki, które poddają się temu najbardziej erotycznemu z doznań.
Tak – już rozumiem. Christian uderza mnie w biodro, a potem
uderzenia przesuwają się po włosach łonowych, udach i z powrotem
w górę ciała... biodra... Robi to, aż muzyka dochodzi do punktu
kulminacyjnego i milknie. On także się zatrzymuje. Potem śpiewy
rozpoczynają się od nowa... coraz głośniej i głośniej, on obsypuje
moje ciało uderzeniami... a ja jęczę i się wiję.
Po raz kolejny muzyka milknie i nie słyszę niczego...
z wyjątkiem swego szaleńczego oddechu... i szaleńczego pragnienia.
Och... co się dzieje? Co on mi teraz zrobi? To podniecenie jest
niemal nie do zniesienia. Dotarłam do bardzo mrocznego,
zmysłowego miejsca.
Łóżko porusza się i czuję go na sobie. Muzyka zaczyna się
od nowa. I jest powtórka... tym razem miejsce futra zajmują jego nos
i usta... przesuwają się wzdłuż mojej szyi, całując, ssąc... opuszczając
się do piersi... Ach! Drażniąc po kolei sutki... jego język wiruje
wokół jednego, gdy tymczasem drugi pieści palcami... Jęczę, chyba
głośno, choć tego nie słyszę. Jestem zgubiona. Zgubiona w nim...
zgubiona w astralnych, anielskich głosach... zgubiona w tych
wszystkich doznaniach, od których nie jestem w stanie uciec...
Jestem na łasce jego dotyku.
Christian przechodzi do mego brzucha, językiem zatacza
kółka wokół pępka, idąc śladem pejcza i futra... jęczę. Całuje i ssie,
i kąsa... kieruje się w dół... a wtedy jego język dociera TAM.
W złączenie moich ud. Odrzucam głowę i wydaję okrzyk, niemal
eksplodując w orgazmie... Jestem na krawędzi, a on przerywa.
Nie! Materac ugina się i Christian klęka między moimi
nogami. I nagle na prawej kostce już nie mam kajdanków.
Przesuwam nogę na środek łóżka... by oprzeć ją o niego. Po chwili
uwalnia drugą nogę. Przesuwa szybko dłońmi po moich obu nogach,
uciskając i ugniatając, przywracając im życie. Następnie chwyta
moje biodra i unosi, tak że plecami nie dotykam już łóżka. Jestem
wygięta w łuk, opierając się na rękach. Co? Klęczy pomiędzy moimi
nogami... i jednym płynnym ruchem wchodzi we mnie... o kurwa...
i znowu z mojego gardła wydobywa się krzyk. Zaczynam drżeć
w oczekiwaniu na zbliżający się orgazm i Christian nieruchomieje.
Drżenie ustaje... o nie... zamierza dalej mnie torturować.
– Proszę! – jęczę.
Chwyta mnie mocniej... to ostrzeżenie? Nie wiem, ale
nieruchomieję. Bardzo powoli znowu zaczyna się poruszać...
wchodząc i wychodząc... nieznośnie powoli. Proszę! Krzyczę
w myślach... A gdy liczba głosów w chóralnej pieśni rośnie, jego
tempo przyspiesza... nieznacznie... w rytm muzyki. Ja zaś nie jestem
tego w stanie dłużej znieść.
– Proszę.
Jednym ruchem opuszcza mnie z powrotem na łóżko, kładzie
się na mnie i wypełnia sobą. Gdy muzyka osiąga punkt
kulminacyjny, ja spadam... spadam w najbardziej intensywny,
dręcząco przejmujący orgazm, jaki miałam, a Christian podąża
za mną... wykonując jeszcze trzy mocne pchnięcia... wreszcie
nieruchomiejąc, następnie opadając na mnie.
Gdy zaczynam odzyskiwać zdolność myślenia, on wysuwa
się ze mnie. Muzyka umilkła i chwilę później mam wolną prawą
rękę. Jęczę. Szybko uwalnia mi drugą rękę, delikatnie zdejmuje
z oczu maskę i wyjmuje słuchawki. Mrugam w łagodnym świetle
pokoju i wpatruję się w szare, płonące oczy.
– Cześć – mówi cicho.
– Cześć – odpowiadam nieśmiało. Jego usta wyginają się
w uśmiechu. Nachyla się, aby mnie pocałować.
– Dobra robota, wiesz? – szepcze. – Odwróć się.
Kuźwa, co on chce teraz zrobić? Spojrzenie mu łagodnieje.
– Chcę ci jedynie rozmasować ramiona.
– Och... okej.
Przekręcam się sztywno na brzuch. Jestem taka zmęczona.
Christian siada na mnie okrakiem i zaczyna masaż. Jęczę głośno –
ma takie silne, wprawne palce. Pochyla się i całuje mnie w głowę.
– Co to była za muzyka? – mamroczę niewyraźnie.
– Nazywa się Spem in Alium, czterdziestoczęściowy motet
Thomasa Tallisa.
– To było... niesamowite.
– Zawsze chciałem się przy tym pieprzyć.
– Czyżby kolejny pierwszy raz, panie Grey?
– W rzeczy samej, panno Steele.
Ponownie jęczę, gdy jego palce tańczą magicznie po moich
ramionach.
– Cóż, ja też po raz pierwszy się przy tym pieprzyłam –
mruczę sennie.
– Hmm... ty i ja... sporo mamy ze sobą pierwszych razów.
– Co powiedziałam przez sen, Chris... eee... proszę pana?
Jego dłonie na chwilę nieruchomieją.
– Sporo mówiłaś, Anastasio. O klatkach i truskawkach...
że pragniesz więcej... i że tęsknisz za mną.
Och, dzięki Bogu.
– To wszystko? – W moim głosie słychać ulgę.
Christian kończy niebiański masaż i przekręca się, tak że leży
obok mnie, z głową wspartą na łokciu. Marszczy brwi.
– A czego się bałaś?
Cholera.
– Że uważam cię za brzydkiego i przemądrzałego i że jesteś
beznadziejny w łóżku.
Zmarszczki na jego czole pogłębiają się.
– Cóż, oczywiście, że to wszystko prawda i teraz to mnie
dopiero zaintrygowałaś. Co ty przede mną skrywasz, panno Steele?
Mrugam niewinnie.
– Niczego nie skrywam.
– Anastasio, kiepsko ci wychodzi kłamanie.
– Sądziłam, że po seksie mnie rozśmieszysz; to na mnie nie
działa.
– Nie umiem opowiadać dowcipów.
– Panie Grey! Pan czegoś nie umie? – uśmiecham się
szeroko.
– Nie, jestem w tym beznadziejny. – Wygląda na tak z siebie
dumnego, że zaczynam chichotać.
– Ja też jestem w tym kiepska.
– To taki śliczny dźwięk – mruczy, po czym nachyla się
i mnie całuje. – I coś ukrywasz, Anastasio. Możliwe, że będę musiał
wydobyć to z ciebie torturami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz